Pierwsza premiera w „Siemaszce” – lekkostrawna „Kolacja dla głupca” [FOTO]

Reklama

Jest cyniczny wydawca i głupek. Do tego żona, dawna kochanka i nietypowa kolacja.  Gdy połączymy to w jedną całość wychodzi z tego lekka i przyjemna komedia w reżyserii Marcina Sławińskiego „Kolacja dla głupca”, która rzeszowskiej publiczności  w „Siemaszce” zdecydowanie poprawiła humor.

 

Teatr im. W. Siemaszkowej w sobotni wieczór zaprosił widzów na „Kolację…”, pierwszą premierę w nowym sezonie artystycznym rzeszowskiego teatru. „Kolacja…” jednak się tak do końca nie odbyła, chociaż gość honorowy na niej się zjawił. Powodem zmiany planów był dysk. Wypadnięty dysk wydawcy Pierre’a Brochant (Robert Chodur), który z powodu ogromnego bólu wcześniej wspomnianą kolację musiał odwołać. A kto był na nią zaproszony? François Pignon (Adam Mężyk), księgowy, pracownik departamentu podatków, miłośnik robienia makiet z zapałek i… głupek. Mistrz, czempion, jedyny w swoim rodzaju głupek.

Kolacja miała być w pewnym sensie tematyczna z lekką nutą rywalizacji. Jej głównym motywem miał być głupiec, wszak to była „kolacja dla głupca”. Zasada była prosta – każdy miał przyprowadzić ze sobą osobę mało lotnego umysłu, aby stała się ona obiektem żartów. Oczywiście, głupek nie był w zasady kolacji wtajemniczony i nie mógł się również zorientować, że zgromadzone wokół niego towarzystwo sobie z niego kpi. Ten, kto przyprowadził na kolację największego idiotę – wygrywał.

Taki plan był również i na ten wieczór, ale jak już było wspomniane wcześniej Pierre’owi Brochant wypadł dysk i nie mógł się ruszać. Jedyną możliwością w takiej sytuacji było odwołanie kolacji. Pierre z tego tytułu był niepocieszony, ponieważ na kolację udało mu się znaleźć wyjątkowego idiotę, który z pewnością zagwarantowałby mu zwycięstwo. Nie mając jednak wyjścia zadzwonił do Françoisa Pignona, by spotkanie odwołać. Pierre’owi nie udało się go jednak złapać w domu, więc niczego nieświadomy gość zgodnie z zaproszeniem przyszedł do naszego wydawcy.

Dodajmy, że Pierre wcześniej pokłócił się z żoną  Christine (Beata Zarembianka), która miała nadzieję, że w związku z tym, że mężowi wypadł dysk odwoła on tę „idiotyczną imprezę” i zostanie z nią w domu. Ostatecznie skończyło się tak, że Christine wyszła, a François przyszedł. I w tym momencie rozpoczęły się zdarzenia, które wywróciły życie Pierre’a do góry nogami.

Oczywiście, niczego nieświadomy François był zachwycony, że Pierre chce wydać książkę o jego makietach – taki był „wabik”, który miał głupka przyciągnąć na kolację. Gdy wszedł do domu Pierre’a i zobaczył, w jakim jest stanie, współczuł mu. Nawet próbował go odprowadzić do sypialni, ale po drodze potknął się i przewrócił na niego.

Rozstanie przez automatyczną sekretarkę

Gdy poszkodowany leżał obolały na podłodze, powiedział mu, że wygląda jak koń, który złamał nogę. – Na wyścigach by pana zastrzelili – stwierdził François.

Do Pierre’a, gdy z grymasem bólu leżał na ziemi, zadzwoniła też żona, która przy pomocy automatycznej sekretarki oświadczyła, że go opuszcza. Przy okazji dowiadujemy się, że François też miał żonę, ale od niego odeszła 2 lata temu z jakimiś… głupkiem.

Oczywiście, François nie ma pojęcia, dlaczego żona zdecydowała się odejść z innym mężczyzną i to jeszcze takim głupim. Na pewno nie miał na to wpływu fakt, że przy budowaniu makiet dzielił się z nią każdymi wątpliwościami do tego stopnia, że małżonka w jego budowlach znała każdą zapałkę… Gdy sytuacja już była skomplikowana – Pierre cierpiał z powodu wypadniętego dysku i żona oświadczyła, że odchodzi, François chciał pomóc i zaproponował, że zadzwoni po swojego masażystę. Pierre jednak polecił mu, aby wykonał telefon do profesora Archambaud (Waldemar Czyszak), u którego się leczy.

Rzecz prosta, wydawałoby się, ale nie dla Françoisa, który pomylił numery i zadzwonił do Marlène (Joanna Baran), szalonej nimfomanki, która sypiała z Pierre’em i myśląc, że to jego siostra, przekazuje informacje o stanie zdrowia wydawcy oraz, że zostawiła go żona.

Ta korzystając z okazji chce odwiedzić koniecznie swojego kochanka licząc na to, że uda jej się do niego wrócić. Pierre oczywiście tak „załatwioną” sprawą jest zdruzgotany, bo za żadne skarby nie chce, aby Marlène przyjechała. W takiej sytuacji postanawia więc, że François, wychodząc, zostawi na drzwiach przyklejoną kartkę informującą, że śpi, bo źle się czuje.

Niby prosta rzecz, ale Françoisowi i w tym przypadku udaje się jeszcze bardziej namieszać, bo w tzw. międzyczasie do mieszkania wraca Christine. Nasz głupek myśli jednak, że to Marlène i przez przypadek zdradza jej łóżkowe tajemnice męża.

François w całej sztuce wykona jeszcze kilka innych telefonów. Do kogo, w jakim celu i z jakim skutkiem – to już musicie sprawdzić sami. Mogę tylko zdradzić, że nasz głupek zadzwoni do niejakiego Leblanca (Robert Żurek), jako belgijski reżyser z firmy „Filmy płaskiego kraju” i będzie chciał sfilmować jego powieść. W pewnej ważnej sprawie wykona również telefon do Chevala (Marek Kępiński), którego zaprosi nawet do Pierre’a na wino dobre i drogie  z dużym dodatkiem octu oraz omleta.

I tu jedna uwaga – dobry kontroler skarbowy nawet jak nie jest w pracy, nawet jak przychodzi do kogoś w gości to i tak potrafi zwietrzyć każde oszustwo podatkowe. Ukrywanie nic tu nie da, bo dobry kontroler potrafi czytać nawet z tego, jak układa się na meblach kurz.

„Wejdź mi na hipotekę”

Tutaj przestroga dla mężczyzn. Gdy Joanna Baran mówi wam, że wasza żona prosiła jakiegoś mężczyznę, aby „wszedł jej na hipotekę” – uwierzcie mi na słowo – przysięga małżeńska nie została wówczas dochowana.

Jeśli zaś chodzi o grę aktorską, na szczególną uwagę zasługuje Adam Mężyk, któremu należą się wielkie brawa za kreację François Pignon. Publiczność po mistrzowsku rozbawiał dosłownie wszystkim – wygłaszanymi kwestiami, reakcjami na ciąg zdarzeń, mimiką twarzy, tembrem głosu.
Zauważyli to i docenili również widzowie, którzy głośnymi brawami docenili grę aktorską Mężyka.

Bez wątpienia trzeba przyznać, że „Kolacja dla głupca” podobała się rzeszowskiej publiczności, raz za razem  przez salę toczyły się salwy śmiechu. To nie dziwne, bo komedia była łatwa, lekka i przyjemna.  Dla każdego? Owszem, choć mimo wszystko jest to spektakl bardziej dla tych, którzy w teatrze szukają rozrywki, niż dla wytrawnych teatromanów.

Dlaczego? Bo jednak w „Kolacji …” bawiły bardzo proste rzeczy, które nie wymagały wysiłku intelektualnego, jak np. oblanie się jednego z bohaterów wodą. Podsumowując, chociaż „Kolacja…” była smaczna, ale dla mnie jednak chyba zbyt lekkostrawna.

We wrześniu „Kolację dla głupca” można oglądać do czwartku (28 września) o godz. 19:00, w piątek (29 września) o 11:00 oraz w niedzielę (1 października) o 19:00. 

„Kolacja dla głupca” autor tekstu: Francis Veber

Przekład: Barbara Grzegorzewska

Reżyseria: Marcin Sławiński

Scenografia: Wojciech Stefaniak

Muzyka: Jarosław Babula

Obsada: Joanna Baran, Beata Zarembianka, Robert Chodur, Waldemar Czyszak, Marek Kępiński, Adam Mężyk, Grzegorz Pawłowski, Robert Żurek

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama