Fot. Sebastian Fiedorek / Rzeszów News. Na zdjęciu Tadeusz Ferenc

– Kpina! – tak o współpracy miasta z „Wodami Polskimi” mówi prezydent Rzeszowa, Tadeusz Ferenc. – Prezydent kłamie – odpowiada spółka. 

MARCIN CZARNIK, JOANNA GOŚCIŃSKA 

W trakcie wtorkowej sesji Rady Miasta Marek Porębski, kierownik nadzoru wodnego w rzeszowskich „Wodach Polskich”, referował roczne sprawozdanie z działań spółki na terenie Rzeszowa.

Porębski mówił m.in. o konserwacji urządzeń, udrażnianiu potoków i koszeniu brzegów. Zapewniał też, że „Wody Polskie” współpracują z miastem.

Innego zdania był Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. – Wielokrotnie dzwoniłem do „Wód” podczas powodzi. Nikt nie odbierał. Współpracy żadnej z tą spółką nie ma! – twierdził podczas sesji. 

Wytknął „Wodom Polskim”, że w ciągu roku na Rzeszów wydają jedynie 264 tys. zł. – Co to za kwota? To są kpiny! Gdybyśmy nie pilnowali zapory, to potężna fala, która szła z Błażowej, cofnęłaby się i zalałaby tereny miasta. Działania „Wód Polskich” na terenie Rzeszowa są beznadziejne, kompromitujące! – burzył się prezydent Rzeszowa.

Dwa potoki, które podczas ostatniej powodzi narobiły najwięcej szkód w Rzeszowie – Strug i Młynówka – należą do nadzoru „Wód Polskich”, co potwierdził Marek Porębski.

„Kłamliwe oskarżenia”

Nawałnice, które dwa tygodnie temu przeszły nad Rzeszowem, najwięcej szkół wyrządziły w południowej częściej miasta. Woda zalała domy na osiedlach Słocina, Zalesie, Wilkowyja, Biała i Budziwój. Ewa Leniart (PiS), wojewoda podkarpacki, zarzucała miastu, że nie jest gotowe na przyjęcie dużej ilości wody

Tadeusz Ferenc, który najwidoczniej poczuł się wywołany do tablicy, we wtorek ostro krytykował współpracę miasta z „Wodami Polskimi”.

W środę na słowa prezydenta zareagowała spółka. Najpierw poskarżyła się, że na sesję nie zaproszono jej dyrekcji, a jedynie kierownika nadzoru wodnego. 

– I został on obrażony – tak o słowach Tadeusza Ferenca mówił Krzysztof Gwizdak, rzecznik rzeszowskich „Wód Polskich”. Krytykę prezydenta pod adresem spółki Gwizdak nazwał „kłamliwym oskarżeniem”. Udowadniał, że kwota podana na sesji przez Marka Porębskiego dotyczyła tylko części tego, co „Wody Polskie” rzekomo wydają na Rzeszów.  

– Jest jeszcze 800 tys. zł na utrzymanie stopnia wodnego i ponad 4 mln zł na odmulenie zbiornika wodnego [inwestycja jest w trakcie realizacji – przyp. red.] – wyliczał Gwizdak. 

I udowadniał dalej, że w ciągu trzech lat istnienia „Wód Polskich” na terenie rzeszowskiego obszaru spółki na ochronę przeciwpowodziową wydawano dziesiątki milionów złotych. W 2018 roku – 27 mln zł, w 2019 r. – 55 mln zł, a w tym roku ma być 130 mln zł. 

Wina Ferenca

O kolejnym „kłamstwie Ferenca” (prezydent Rzeszowa zarzucił spółce, że podczas nawałnicy nie pilnowała rzeszowskiej zapory) wspomniał z kolei Wojciech Kłosowicz, dyrektor zarządu Zlewni „Wód Polskich” w Krośnie.

– Natychmiast podjęto decyzję o obniżeniu poziomu piętrzenia na zbiorniku rzeszowskim o ok. 30 cm. Nasze działania były szybkie – przekonywał Kłosowicz.  

Na temat podtopionych domów m.in. na ulicach Słocińskiej, Góreckiego i Tuli-Tchórzewskiej dyrekcja „Wód Polskie” też ma wytłumaczenie. – Niech miasto przy tych ulicach wybuduje uczciwą kanalizację deszczową – radził prezydentowi Rzeszowa Wojciech Kłosowicz i zaprzeczał, że to wylanie Młynówki spowodowało dramat mieszkańców. 

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Wody Polskie umywają ręce

Dyrektor Kłosowicz odpowiedział wymijająco na pytanie, czy spółka ma sobie coś do zarzucenia po ostatnich podtopieniach.

– Dopiero od 2,5 roku jesteśmy organem administracyjnym, który wydaje pozwolenia wodno-prawne, a więc wyraża zgodę na odprowadzanie takich a nie innych ilości wód opadowo-roztopowych do potoków i rzek, którymi zarządza – mówił Wojciech Kłosowicz.

Kłosowicz pochwalił się też, że jako dyrektor zarządu Zlewni w Krośnie odmówił prezydentowi Ferencowi pozwolenia wodno-prawnego „kilkadziesiąt razy”.

– Dokumentacja przygotowana przez rzeszowskich urzędników nie nadaje się do zaakceptowania ze względów merytorycznych. Ciągle występuje problem z ilością wód, ciągle mamy problem z podczyszczaniem wód opadowo-roztopowych – wytykał. 

Kłosowicz zapewnił, że wiele tego typu spraw kończy się przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym oraz Naczelnym Sądem Administracyjnym.

W Rzeszowie brakuje planu zagospodarowania miasta

Dyrekcja „Wód Polskich” odparła zarzuty Tadeusza Ferenca o niedrożne i nieodpowiednio oczyszczone cieki. – Co roku nasze nakłady finansowe wzrastają. Utrzymujemy Strug, Przyrwę, Młynówkę. Corocznie wykonujemy na nich prace konserwacyjne, które są nam zgłaszane. Wycinanie traw planujemy z wyprzedzeniem – mówił Wojciech Kłosowicz. 

Zauważył on, że w Rzeszowie brakuje miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. – Rozwiązałby on problem z wodami opadowo-roztopowymi. Zachęcamy urzędników i prezydenta, by w końcu taki plan stworzyli. Inaczej doprowadzą do chaosu budowlanego – ostrzegał dyrektor Kłosowicz.

I na koniec rozejrzał się po osiedlu Słocina. – Widzimy domy jednorodzinne, wielorodzinne. Ci, którzy starają się o pozwolenie na budowę, są zobowiązani zagospodarować wodę na swoich działkach. Tak rozwiązuje się problem wód roztopowo-opadowych. Tylko że przy szczelnej zabudowie i większych opadach gdzie ma się podziać woda? – pytał.

Słocina trzy razy pod wodą

Kłosowiczowi wtórowali mieszkańcy Słociny. – Nie jesteśmy zalewani przez żaden potok. Pozwolenie na budowę naszego osiedla zostało wydane deweloperowi w miejscu, w które spływa woda od łąk położonych na południe od naszego osiedla – żalił się mieszkaniec ul. Góreckiego.

Na łąkach powstało kolejne osiedle, Zielone Tarasy. – Woda stamtąd spływa do nas, nie ma żadnej kanalizacji deszczowej, żadnych odprowadzeń. Jest rów melioracyjny, który powstał w latach 50. Jego stan jest opłakany, on nie zbiera wody.

Mieszkańcy przypomnieli, że w tym roku zalani zostali trzykrotnie. – Już w ubiegłym roku prosiliśmy prezydenta Ferenca o interwencję, ale nic nie zrobił. Przy najbliższych opadach znów nasze osiedle znajdzie się pod wodą.

Mieszkańcy Słociny przekonywali, że w pozwoleniach na budowę domów zapewniano ich, że teren nie jest zagrożony powodzią.

– Do takich sytuacji doprowadza brak zbiorników retencyjnych, nieodpowiednia kanalizacja i system odprowadzenia wód opadowych. Rzeszów miał być jak Nowy Jork, a skończy jako mała Wenecja – podsumował Wojciech Kłosowicz.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama