Fot. Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News. Na zdjęciu Marcin Warchoł

– Wziąłem jedną tabletkę i nie wierzyłem własnym oczom. Po godzinie poczułem się znacznie lepiej – twierdzi Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, który na koronawirusa wziął amantadynę.

Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości i rzeszowski poseł PiS (przedstawiciel Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro), znów na ustach, tym razem całej Polski. Stało się tak za sprawą jego niedzielnego wpisu na Twitterze. 

“Amantadyna działa na COVID! Jestem przykładem. Najpierw syn, potem żona, w końcu ja: wysoka gorączka, ogromny ból, silny kaszel, wg lekarza tak 7 dni, a potem apogeum, więc wziąłem amantadynę-piorunujący efekt! Zadziałało! Będę domagał się od Ministerstwa Zdrowia, by zajął się tym lekiem”. 

Stan wyższej konieczności

To, że Marcin Warchoł choruje na COVID-19 na tym etapie pandemii nie zaskakuje. Konsternację wzbudza raczej lek, którym w trakcie choroby postanowił się wspomóc. Chodzi o amantadynę. Było o niej głośno w listopadzie – w leczeniu pacjentów w COVID-19 stosuje go dr Włodzimierz Bodnar, pediatra i pulmonolog z Przemyśla.  

Amantadyna to lek znany od dawna, pomaga w leczeniu m.in. choroby Parkinsona i grypy. Wykorzystanie go w leczeniu koronawirusa wzbudziło jednak sporo kontrowersji, mimo iż dr Bodnar lek przetestował na sobie z pozytywnym skutkiem. 

Agencja Oceny Technologii Medycznych oraz Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, które wydają rekomendacje leków, uważają, że nie ma podstaw, żeby choćby rozważać wpisanie amantadyny na listę leków leczących COVID-19. Mimo to, Marcin Warchoł, jak twierdzi, sięgnął po amantadynę w stanie wyższej konieczności. 

To było, jak tsunami 

Koronawirus do rodziny Warchołów przyszedł we wtorek (8 grudnia) wraz z synem z przedszkola. Dwa dni później rozchorowała się żona, później on. – Po prostu makabra. To było, jak tsunami. Miałem 39 stopni gorączki, żona i syn także mieli bardzo wysoką temperaturę – relacjonuje nam przebieg swojej choroby Marcin Warchoł.  

Brał przeciwgorączkowe leki, ale temperatura ta spadała raptem do 38 stopni. Żona wiceministra pochodzi z Przemyśla. Dzięki niej Marcin Warchoł dowiedział się, że jest lekarz, który stawia na nogi tych, których COVID-19 rozkłada na łopatki. – Bliska osoby z rodziny mojej żony w zapasach miała amantadynę, lek przepisano zanim resort zdrowia wycofał go 30 listopada – wyjaśnia wiceminister. 

Amantadynę wysłano mu listem poleconym. Marcin Warchoł wziął ją w sobotę, jak czuł się już bardzo źle. – Wziąłem jedną tabletkę i nie wierzyłem własnym oczom. Po godzinie poczułem się znacznie lepiej. Takich efektów szybkich nie daje czasem nawet paracetamol czy ibuprofen – mówi poseł Warchoł.  

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

– Musiałem się więc tym podzielić, chociaż miałem świadomość, że to lek na grypę typu A i chorobę Parkinsona, ale jaką miałem perspektywę bez tego? Ja chory, żona chora w łóżku, trójka małych dzieci, którymi nie będzie miał się kto zająć, bo dom jest cały skażony. Do tego lekarz powiedział, że po 7 dniach przyjedzie apogeum i problemy z oddychaniem – wspomina Marcin Warchoł. 

Taka wizja go przeraziła, szczególnie, że wcześniej na COVID-19 chorował 30-letni brat jego żony, który dwa tygodnie spędził z tego powodu w szpitalu. To wszystko spowodowało, że poseł Warchoł sięgnął po pierwszą tabletkę amantadyny, którą zaczął promować. 

Co mówią lekarze?

W poniedziałek na słowa Marcina Warchoła zareagował Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.

– Amantadyna była opiniowana przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Jest jedna opinia i bardzo znacząca – nie ma na dziś badań klinicznych na szeroką skalę, które potwierdziłyby z jednej strony skuteczność amantadyny w leczeniu COVID-19, a z drugiej strony bezpieczeństwo takiej terapii. Nie możemy rekomendować terapii, które nie są przetestowane – powiedział Andrusiewicz. 

Tweet Warchoła w poniedziałek wieczorem na antenie TVN 24 komentowała m.in. prof. Joanna Zajkowska, podlaski wojewódzki konsultant ds. epidemiologii. Zaznaczyła ona, że  „lekarze nie mogą zastosować czegoś, co nie jest dopuszczone do obrotu i nie jest zawarte w charakterystyce produktu leczniczego”.

„Nie możemy stosować dowolnie leków, które znajdują się na rynku. Amantadyna jest lekiem przeciw parkinsonizmowi, swego czasu była rozważana przeciwko grypie, natomiast nie utrzymała się w terapii przeciwko grypie” – wyjaśniała prof. Zajkowska.  

Podobnego zdania jest cytowany przez „Rzeczpospolitą” prof. Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Wpis Warchoła ocenił jako „skandaliczne postępowanie”, które „obnaża jakość naszej klasy politycznej”. „Przecież na podstawie brania jakiegoś leku nie można stwierdzić, czy on działa lub nie działa, bez badań” – stwierdził prof. Simon.  

„Pan Warchoł mógł wziąć amantadynę lub jej nie wziąć. Mógł tak samo się czuć po tym wszystkim. Na jakiej podstawie wysuwa takie wnioski? To bardzo smutne, jeśli oficjalny przedstawiciel rządu opowiada takie androny. To może być szkodliwe. To nie witamina D czy cynk” – zwrócił uwagę prof. Simon. 

(jg)

redakcja@rzeszow-news.pl 

Reklama