Zdjęcie: Tomasz Modras / Rzeszów News

– Chcieliśmy ten fragment zieleni uratować, bo i tak sporą część terenów zielonych nam zabrano – mówią mieszkańcy ulic Daliowej i Lawendowej na rzeszowskim osiedlu Zalesie, którzy nie chcą, aby deweloper budował wysokie bloki. Radni po raz kolejny spełnili ich oczekiwania.

Temat os. Zalesia ponownie wrócił na wtorkową sesję Rady Miasta Rzeszowa. Tym razem chodziło o zmianę planu zagospodarowania przy ul. Daliowej i ul. Lawendowej w taki sposób, aby można było tereny zielone zabudować.

Na taką opcję nie chcieli zgodzić się mieszkańcy, którzy ponownie w tej sprawie pojawili się na sesji Rady Miasta. Dlaczego? Bo po pierwsze, nie wyobrażają sobie, aby zabrano im ostatnie skrawki terenów zielonych, rekreacyjnych. Obawiają się również, że bez tzw. „zielonych płuc” i przy większym ruchu samochodowy problem ze smogiem, który na tamtych terenach występuje, będzie jeszcze większy.

Przypomnijmy, że kwestia zabudowy terenów zielonych na Zalesiu pojawiła się w ub. r., gdy okazało się, że nie powstanie Park Nauki i Rozrywki. Wówczas Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, ogłosił, że na jednym ze wzgórz na osiedlu chce budować 18-piętrowy wieżowiec. Ten pomysł wzbudził głos sprzeciwu zarówno wśród radnych, jak i mieszkańców.

Ratusz jeszcze kilkakrotnie na sesji Rady Miasta próbował forsować już nieco mniejszą, bo do 5-7 pięter, zabudowę. Za każdym razem przygotowany przez rzeszowski magistrat projekt uchwały zmieniający miejscowe plany zagospodarowania był przez radnych odrzucany.

Podczas wtorkowej sesji Andrzej Dec (PO), przewodniczący Rady Miasta, zwrócił właśnie na to uwagę. Stwierdził, że radni co jakiś czas są „zmuszani” do zajmowania się podobnymi tematami.

– Ze strony deweloperów stało się to wręcz standardem – nabywają tereny, często w sercu danego osiedla, których przeznaczenie próbują później przepchnąć na sesjach Rady Miasta – komentował Andrzej Dec. – Czas skończyć z podobnymi praktykami. Deweloperzy powinni mieć świadomość, że podejmują ryzyko i że nie zawsze dana inwestycja będzie trafiona – dodawał.

Grzegorz Koryl (PiS) zwrócił z kolei uwagę, że po raz kolejny mamy konflikt trzech stron: miasto, deweloperzy, mieszkańcy. Stwierdził, że źle się dzieje, iż ich zdanie bardzo często jest rozbieżne, a próby jakiś negocjacji pojawiają się wówczas, gdy dopiero mieszkańcy zaczynają protestować.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - InstagramObserwuj nas na Instagramie!

– Deweloperów nie można tylko negatywnie oceniać, bo są to osoby dzięki którym miasto się rozwija. Nie ma się co dziwić, że chcą budować na atrakcyjnych działkach licząc na szybki zysk, bo to jest biznes – mówił Grzegorz Koryl.

– Trzeba jednak też zaznaczyć, że mieszkańcy nie wykorzystują tylko swoich domów do spania – oni też potrzebują miejsca do wypoczynku. Nie dziwi więc, że tak ważna dla nich jest obrona terenu zielonego, który raz zabudowany jest utracony dla miasta na zawsze – dodaje.

Konrad Fijołek (Rozwój Rzeszowa) zauważył z kolei, że samorząd stał się ofiarą polskiego ustawodawstwa w tej kwestii, ponieważ teren wcześniej wywłaszczony wrócił do właściciela i nie ma się co dziwić, że on chce nim rozporządzać według własnego uznania.

– Niemniej jednak, praktyka zamieniania terenu zielonego na teren pod zabudowę nie jest dobra i trudno się z tym nie zgodzić – stwierdził Konrad Fijołek.

Ponadto, radni uznali, że Rzeszów się powiększa i jest wystarczająco dużo atrakcyjnych działek, na które można się z deweloperem zamienić tak, aby miastu nie zabierać terenów rekreacyjnych. Wnioskowali o to radni PO, którzy byli przeciwni zmianie planu zagospodarowania przestrzennego. Kolejny raz 18 głosami uchwałę odrzucono. 

A co na to mieszkańcy? Ci, którzy byli obecni na sesji, dziękowali radnym i bili im brawo. – Jesteśmy bardzo zadowoleni, że radni odrzucili taki pomysł zwłaszcza, że ten teren, który pozostał ma 0,8 ha i znajduje się na nim 400 drzew, w tym 200 potężnych świerków  – mówi pani Alicja, mieszkanka Zalesia.

– Chcieliśmy ten fragment zieleni uratować, bo i tak sporą część terenów zielonych nam zabrano. W miejscowymi planie zagospodarowania terenów rekreacyjnych było 4 ha, dziś to już tylko 0,8 ha, bo po kawałku wszystko było nam zabierane i zabudowywane – dodaje.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama