Zdjęcie: TVP Info

– Większego politycznego kuriozum na forum publicznym jeszcze chyba nie mieliśmy – pisze Łukasz Sikora w najnowszej „Emisji Weekendowej”.

Kiedy za opadającą Dudzie kampanię bierze się Jacek Kurski, to wiedz, że coś się dzieje. Tak mógłby zacząć swoje kazanie najlepszy youtuber pośród duchownych, czyli ksiądz Natanek.

Ciśnienie w sztabie musiało być faktycznie duże, skoro historyczna już „debata”, jaka odbyła się na antenie TVP w mijającym tygodniu, nie tylko stała się legendą. Można ją śmiało nazwać – co zapewne nie zdziwi tych, którzy słyszeli zadawane pytania – popisem propagandowej woltyżerki. Brzmi znajomo, no ale Kurski – onegdaj zwany bulterierem – nie jedną i nie dwie wyborcze zadymy nie tylko przeżył, ale też był ich głównym prowodyrem.

Kto zatem zdziwił się, że na podobieństwo niegdysiejszego dziadka z Wehrmachtu w ostatniej „debacie” ze strony „niezależnego” prowadzącego Adamczyka padły pytania o uchodźców, LGBT (z nazwiskiem Trzaskowskiego w roli zanęty) oraz przyjęcia przez Polskę europejskiej waluty, ten już dziwić się nie powinien.

Niewidzialna ręka, a raczej cały awatar byłego prezesa, aktualnie członka zarządu publicznej telewizji unosiły się jak opary nad półtoragodzinną audycją, a na sam jej koniec – tak dla pozbawienia wątpliwości – zafundował Kurski Andrzejowi Dudzie 10-minutową solową dogrywkę w paśmie TVP Info, gdzie urzędujący prezydent mógł sobie postrzelać do pustej bramki tyle goli, ile tylko chciał.

Symptomatyczne, że kandydat narodowców Krzysztof Bosak – skądinąd inteligentny zwolennik Polexitu i jeden z wygranych tej nieszczęsnej „debaty” – skomentował w trakcie dyskusji na żywo, że pytania zostały ułożone pod średnio inteligentnego widza, zwolennika PiS. Miał rację – większego politycznego kuriozum na forum publicznym jeszcze chyba nie mieliśmy, bo owszem, zdarzały się kiedyś strzały typu „nie podam panu nogi” albo „Donaldziku, Donaldusiu”, ale jak mówią młodsze roczniki raczej dla beki, niż na serio.

Dzięki pozascenicznej interwencji Kurskiego spektakl w TVP był natomiast na mega serio, i tym samym zaliczył najdonioślejszą chyba klapę w historii rodzimej radiofonii i telewizji. Mówię „chyba”, bo wiadomo nie od dzisiaj, że ferajna spod znaku uśmiechniętej Holeckiej&Company jest w ciągłej gotowości do bicia wszelkich rekordów, więc i ten nie musi być aż tak niezagrożony.

Gdyby tak zliczyć i brać na poważnie niepoliczalne już koła ratunkowe rzucone urzędującemu prezydentowi przez usłużnych pracowników rządowych anten, to Duda wygrywałby już wszystkie sondaże z 90-procentową przewagą. I nie mam też wątpliwości, że znajdą się w Polsce miejsca, gdzie właśnie takie poparcie otrzyma.

Jeśli natomiast okazałoby się, że rosnący elektorat kontestacji nie da się tak łatwo nabierać na tanią agitkę publicznych mediów, to z pewnością niebawem zobaczymy jeszcze na ekranie coś niezapomnianego. Zadzieje się to w czasie kampanijnej dogrywki między I a II turą. Co to będzie? Jestem spokojny, Jacek Kurski już coś wymyśli.

Reklama