Zdjęcie: Wiadomości TVP

– Tak właśnie wygląda „prewencyjna” krytyka potwierdzonego już kontrkandydata Dudy w prezydenckim wyścigu – pisze Łukasz Sikora w najnowszej Emisji Weekendowej. 

Kiedy tylko dziennikarze zwęszyli wysychający entuzjazm jedynej kandydatki na prezydenta, ze wszystkich stron zaczęła się symultaniczna kanonada. Już w przeddzień oficjalnego potwierdzenia rezygnacji przez Małgorzatę Kidawę-Błońską, niezawodne Wiadomości – arcydiabeł propagandy – opublikowały w głównym wydaniu kilkuminutowy materiał pod ogólnym tytułem wycedzonym przez prowadzącą: „człowiek usterka”, kontynuując podjętą krucjatę następnego dnia.

Swoją drogą powinna zainteresować się tym Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, ale w obecnych warunkach to oczywiście tylko teoria.

Dla średnio zorientowanych didaskalia: TVP chodziło o Rafała Trzaskowskiego, którego prezydentura w stolicy, wedle rządowej tuby, to jedno wielkie pasmo porażek, a w centrum tejże tezy znajduje się sławetna awaria kolektora ściekowego. Jakież to śmieszno-straszne, że w czwartkowym materiale Wiadomości mówiono o milionach, ale już w piątkowym o miliardach litrów szamba, które wlało się do Wisły!

Dla ekipy pseudoredaktorów publicznej telewizji adresowanej do „prawdziwych Polaków” ogromnie ważna jest także zgoda aktualnego zarządcy Warszawy na marsze równości, które – w sposób absolutnie obrzydliwy – interpretowane są jako „usiłowanie wprowadzenia seks edukacji dla najmłodszych dzieci”. Tak właśnie wygląda „prewencyjna” krytyka potwierdzonego już kontrkandydata Dudy w prezydenckim wyścigu i pal licho, gdyby była to publikacja jakiegoś „niezłomnego”, a nie publicznego medium.

Po tradycyjnie już żenującym spektaklu startującym co dzień o 19:30 przychodzi jednak czas na refleksję. Sokrates podobno powiedział, że tylko głupcy nie mylą się nigdy. Ciekawe, czy właśnie ta maksyma przyświeca aktualnie partyjnym mocodawcom zrezygnowanej wicemarszałek? To oczywiście tylko teoria, ale jest mi jej po prostu szkoda.

Nie tylko ze względu na to, że była jedyną kobietą w stawce, lecz tak zwyczajnie, po ludzku, empatycznie. Jej ubiegłoroczny sejmowy wynik w Warszawie i absolutna deklasacja peletonu z Kaczyńskim na czele dawały koalicjantom matematyczne szanse na rywalizację w prezydenckim wyścigu.

Jednak do tego niezbędne były dwa warunki: zaangażowana i intensywna kampania oraz wsparcie własnego środowiska politycznego. Oba nie zostały spełnione. Ale, wbrew sokratejskiej myśli, nikt z Platformy Obywatelskiej tego nie przyznał i nie przyzna. Na konferencji prezentującej nowego kandydata, Kidawie-Błońskiej jedynie kwieciście podziękowano żarliwym pustosłowiem.

Pomimo jednak rzucającej się w oczy słabości poszczególnych grup demokratycznej opozycji, można dojść do ciekawej konstatacji: większość obywateli Polski i tak nie popiera PiS, ale jest zbyt rozproszona, żeby odciągnąć władców od zastawionego stołu i zadziałać na rzecz zwycięstwa nie-Dudy.

Elektorat antyestablishmentowy, wsparty kontyngentami ludzi protestu skupił się jak dotąd na błyskotliwym Szymonie Hołowni, PSL i Kukiz balansuje na granicy dwucyfrowego poparcia dzięki sprawności Kosiniak-Kamysza, Biedroń i jego Lewica na razie zaszyli się w krzakach, a dwucyfrowa grupa ciągle nie wie, na kogo odda swój głos.

Cała ta ferajna, dodając do tego potencjalnych wyborców Trzaskowskiego, z pewnością dałaby ponad 50 proc. głosów przeciwko urzędującemu prezydentowi. Ale to oczywiście tylko teoria.

Reklama