Zdjęcie: Fundacja Plastformers

Likwidator piecowego stoiska nie zaistniałby w swojej narodowowyzwoleńczej roli bez udziału Jana Kanthaka oraz całej zgrai jemu podobnych – pisze Łukasz Sikora w Emisji Weekendowej. 

Co wspólnego mogą mieć ze sobą wymiana pieca oraz sklep mięsny? A raczej: dlaczego w ogóle mają ze sobą cokolwiek wspólnego? Uważnych followersów medialnego szumu zapewne ten news nie zaskoczy, ale pozostałych już zapewne trochę bardziej. Otóż częścią wspólną dwóch wymienionych pojęć jest… LGBT. Ale po kolei.

Najpierw piec. Miejsce zdarzenia: przykościelny placyk we Wrocławiu, obiekt przyciągający uwagę: stoisko instytucji wspierającej program wymiany starych pieców na przyjaźniejsze środowisku. Kolorowy banner z hasłem, pracownik fundacji, krzesełko i komputer.

Przejeżdżający opodal rowerzysta (z relacji w internecie wynika, że był to osobnik po trzydziestce, z ogoloną głową) nagłym kopniakiem zlikwidował plastikową instalację, głosząc szturmową przyśpiewkę w rodzaju „nawet pod kościołem stoicie, wypier…ć!”.

Z dostępnych w sieci sprawozdań wynika, że ów mężczyzna zinterpretował napis jako „zmień płeć”, co – zapewne dzięki aktywnej klauzuli sumienia – spowodowało tak błyskawiczną i skuteczną zarazem akcję eksterminacji nieprawego, bo kojarzącego się z nienawistną ideologią obiektu. Kurtyna.

Teraz sklep z mięsem. Bohater wydarzenia: niejaki Jan Kanthak, niespełna 30-letni Ziobrowy gieroj z mega CV w obszarze zasług w służbie dla Polski, do niedawna rzecznik resortu sprawiedliwości. Pan ten obwieścił publicznie, że onegdaj to on był w San Francisco i na jednej dzielni wykrył tam rzeźnicki salon, o zgrozo, przeznaczony tylko dla wyznawców obrzydzającej go ideologii.

Demaskatorskie zapędy Kanthaka, ujawnione na żywo na ekranie TVN24, poszły więc w świat i jednoznacznie dały mu do zrozumienia, co tam w Kalifornii się dzieje w zakresie handlu wyrobami masarskimi. Świat oczywiście oniemiał. Kurtyna.

W taki właśnie sposób, poprzez wyczyny anonimowych łysych rowerzystów oraz znanych publicznie osób z kręgów rządowych, turlamy się w stronę… no właśnie, czego!? Z jednej strony trudno traktować te zdarzenia bez ironicznego uśmiechu, lecz owa wesołość musi jednakowoż zsynchronizować się ze smutną refleksją.

Likwidator piecowego stoiska nie zaistniałby bowiem w swojej narodowowyzwoleńczej roli bez udziału wspomnianego Kanthaka oraz całej zgrai jemu podobnych, jacy piastują obecnie państwowe stanowiska, głosząc narodowi swe objawione prawdy. Wszakże znany z telewizji młodzian był jeszcze całkiem niedawno aktywnym sztabowcem dopiero co zaprzysiężonego prezydenta Rzeczypospolitej, który to głosił na swoich wiecach, że LGBT to nie ludzie.

Przyzwolenie rządzących dla szerzenia nienawiści względem nie tylko osób homoseksualnych, ale w zasadzie wszystkich nie idących po najsłuszniejszej linii, dawno temu osiągnęło punkt krytyczny. Polała też się już krew, czego przerażającym przykładem była śmierć prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. A jednak wciąż trudno nie odnosić wrażenia, że sytuacja jest nadal rozwojowa.

Reklama