Zdjęcie: Joanna Bród / Rzeszów News
W piątek w Rzeszowie kierowcy grzęźli w kilometrowych korkach, autobusy miejskie jeździły według nikomu nieznanego rozkładu jazdy. O swoich spostrzeżeniach na temat komunikacji podzielił się jeden z naszych Czytelników.

Problem korków jest w każdym mieście i to nie jest problem z wczoraj, ale długo nierozwiązany. Jedyne co, to trwa doraźne leczenie skutków, ale nie problemów i tu przechodzimy do sedna.
 
Miasto Rzeszów ma układ drogowy taki, jaki znamy od wielu lat, na przestrzeni lat powstał tylko Most Zamkowy i przebudowa mostu na Warzywnej (kolorowy most). W tym czasie powstały nowe osiedla, kilka miejscowości zyskało status osiedla. 
 
Wąskie gardło – zapora
 
Wszyscy chcą rozwiązań na tu i teraz, ale jak pojawiła się wreszcie możliwość sfinansowania i zbudowania trasy południowej (nie mylić z obwodnicą – bo taką dla miasta w tranzycie generalnie jest autostrada A4), to nie, bo szkoda trawnika, czy drzewa. Więc teraz na południu, a to tu tworzą się największe korki, nie ma opcji innego przejazdu na Kwiatkowskiego /Słocinę/, inne rejony po tamtej stronie miasta niż właśnie zapora. 
 
O ile północ ma kilka opcji, tak na południu rozwiązanie, ale nie doraźne tylko docelowe jest potrzebne i trasa południowa wcześniej, czy później w takim wariancie powstanie. Tylko będzie kwestia jego finansowania. 
 
Problem komunikacji miejskiej to właśnie jest skutek tego, że jest mało dróg o dobrej przepustowości, można by, co prawda, poszerzyć np. Powstańców Warszawy na całym odcinku do trzech pasów kosztem zieleńca na środku. Ale dalej wąskie gardło – ZAPORA. 
 
Powstały sławetne buspasy, które, jak wiemy, się nie sprawdzają, do tego ktoś wpadł na pomysł wydzielenia ich na tak wąskich drogach, gdzie są tylko dwa pasy (chyba po coś je wcześniej poszerzono), dobrze, że ktoś dodał, że jeśli w aucie są trzy osoby, to można na „legalu” tym pasem dalej jechać. Czyli status zachowany.
 
Niepotrzebne zwiedzanie
 
A wracając do autobusów – miasto się chwali kupiono nowe autobusy, w tym nawet 30 przegubowych (wreszcie – chciałoby się powiedzieć), tylko że po paru dniach okazało, że jedna z linii, na których były planowane te autobusy tj. linia 13, zostaje wydłużona do parkingu zwanego pętlą na Wita Stwosza z opcją zwiedzania osiedla Wzgórza Staroniwy.
 
Tym samym przeguby spadają z tej linii, ale trafiają na inne i jakoś się to toczy, do czasu. W grudniu kolejna linia traci przeguby tj. 30, bo jej trasa zostaje poszerzona o zwiedzanie ul. Rymanowskiej. Nie mam nic do mieszkańców tamtej ulicy, ale można było wykorzystać inną, linię która jedzie przez ul. Podkarpacką. I tak na 30 witamy znów krótkie autobusy 12-metrowe. 
 
Teraz na dniach na linii zwanej Koło (OA i OB) mają pojawić się 12-metrowe autobusy o napędzie elektrycznym. Na głównej linii, gdzie potrzebny jest tabor pojemny, chce się podstawić mniejszy, efekt będzie odwrotny od zamierzonego.
 
Dołożyć bilet czasowy
 
Problem komunikacyjny to zachęcenie do przesiadki, nie nawet do zwykłego skorzystania, może być i okazjonalnego, ale jednak. Tylko jak skorzystać, jeśli mieszkając na ul. bł. Karoliny (i całe osiedle) np. linia 36 nie kursuje w niedziele. Więc po co kupować bilet miesięczny, jeśli przez 4 dni w miesiącu na danej linii nie mógłbym skorzystać z oferty. 
 
Główny problem to nie tylko trasy al’a wycieczka po osiedlach i przejazd przez całe miasto (choć to też)- problem leży u podstawy. Brak taktów na liniach miejskich, ale nie że raz na godzinę, bo to nie takt, takie linie to minimum co 30 minut powinny jeździć (mam na myślę jakieś linie dodatkowe), ale główne linie to co 12-15 minut max kurs.
 
Do tego dokładamy bilet czasowy z opcją przesiadki, np. 15 i 30 minut, w rozsądnej cenie i mimo, że linia ma trasę 30 km i czas przejazdu godzinę (taki przykład), to mogę się w dowolnym momencie przesiąść i dojechać do celu. 
 
Nie opłaca się
 
Tu nie pomogą żadne cięcia linii (co już było próbowane i wiemy, jak się skończyło), trzeba zacząć od podstawy. OO, jest e-karta i do 5 przystanków jest taniej, ale w przypadku przesiadki dalej muszę drugi bilet odbijać, czyli zamiast 2,7 zł płacę 5,4 zł, czyli nie opłaca się. 
 
Fakt, wiele linii ma znaczenie wg mnie marginalne, ale jeśli komunikacja miejska nie nadąża za rozwojem miasta, nowymi osiedlami, to później są efekty. Do tego problem z sąsiednimi gminami tj. brak współpracy z PKS/MKS – wielu pewnie przesiadło się do auta, zamiast płacić za 2 bilety. 
 
Bo Rzeszów to nie tylko samo miasto, to także (ale jednak) sąsiednie gminy na terenie których są również zakłady pracy /lotnisko/szpital/rodzina/ itd. i w każde to miejsce trzeba jakoś dojechać.
 
Wybór jest prosty
 
Jeżeli nie będzie długofalowego programu poprawy, ale całkowitego, a nie doraźnego systemu komunikacji miejskiej, to problem ten będzie się z dnia na dzień pogłębiał i stanie w korku nawet 30 minut, ale mając wybór własne auto i dojazd pod „drzwi”, a skorzystanie z autobusu i tak jak np. teraz zimą (mimo braku śniegu) marznięcie na przystanku – wybór jest prosty. 
 
Co z tego że dołoży się na rozkładzie 5 minut do przejazdu, jeśli nie doczekam się tego autobus raz, drugi, czy się spóźnię przez to do pracy. 
 
Mieszkaniec Rzeszowa
Reklama