Obiecywano już drugą Kanadę, drugą Japonię, drugą Irlandię, drugie Węgry. Podkarpacie ma być drugą Bawarią. A Rzeszów? Drugą Florydą. Bo przecież właśnie tam już wszystko mają. I ośrodek lotów kosmicznych na przylądku Canaveral i Disneyland, po którym jeździ nadziemna kolejka.

[Not a valid template]

 

Mamy niebywałe szczęście, gdyż coraz więcej kobiet nami rządzi. I to jest bardzo dobry objaw. Brakuje nam takich białogłów, jak chociażby Margaret Thatcher. Gdy faceci trzęśli portkami, Żelazna Dama; wysyłała wojsko na koniec świata czyli Falklandy, policje na koniach w celu rozpędzenia strajkujących górników, a zbędnych urzędników na zieloną trawkę (630 tysięcy darmozjadów, podczas pierwszych czterech lat swych rządów).

My też w Rzeszowie, mamy swe lokalne damy uwikłane w politykę. O ich sukcesach donosiły ostatnio media. Obie miłe panie, Anna Kowalska (SLD) i Justyna Sokołowska (PSL) mają chwalebną, wspólną cechę: zamiłowanie do języków obcych: odpowiednio rosyjskiego i węgierskiego. Ale postanowiły też dać z siebie wszystko i uszczęśliwiać mieszkańców miasta swymi działaniami.

Anna Kowalska z ZTM zaczęła wytyczać trasy kolejki nadziemnej. Trasy rozrysowała nie gorzej, niż onegdaj Jacek Gmoch położenie piłkarzy na boisku. Ba, nawet podano koszty inwestycji, coś tak pomiędzy 200 a 300 baniek. Podobno środki finansowe na ten cel obiecał Verheugen i Merkel, jak tylko się uporają z uchodźcami.

Co prawda nikt jeszcze nie policzył kosztów utrzymania tego cudeńka, ale przecież nikt się takimi finansowymi duperelami przejmować nie będzie. Póki co, mieszkańcy miasta bardzo proszę zanim nad naszymi głowami zaczną pomykać szybkie wagoniki, to niech tablice świetlne na przystankach informują, za ile będzie spóźniony autobus. Zacznijmy od małych kroczków dla użytkowników MPK, a potem będą wielkie skoki nadziemne dla ludzkości.

Justyna Sokołowska spełniona na trudnym odcinku „kultura miasta Rzeszowa”, postanowiła wystartować w kosmicznym konkursie na ambasadora czy jak to się tam nazywa, Polskiej Agencji Kosmicznej w Rzeszowie (krajowy budżet 10 milionów, chcieli 30, ale Senat obciął). Wśród niezbędnych wymagań wymieniono m.in:

– umiejętność pracy w sytuacjach stresowych i pod presją czasu

– łatwość w nawiązywaniu kontaktów

No jasne. Przecież czas goni, taki Richard Branson zapowiedział loty w kosmos na dniach. Musimy go wyprzedzić. A nawiązywanie kontaktów? Dziwne, rozpisujący konkurs zapomniał dodać, że chodzi przecież o istoty pozaziemskie. A panowanie nad stresem przyda się, gdy zajdzie potrzeba negocjacji z ufoludkami. Albo gdy złośliwi dziennikarze na konferencjach, zaczną dopytywać o położenie planet w Układzie Słonecznym. Na rozluźnienie dedykuję bajeczkę. Córka rzecze do mamusi:

„Razem ze mną liczy gwiazdy,

ma kosmiczne prawo jazdy,

więc gdy zechce to śniadanie,

zjemy dzisiaj na Uranie”.

Reklama