Zdjęcie: Park linowy (fot. Zawlocki / Wikimedia Commons)
Reklama

Ta sytuacja mogła się zakończyć tragedią. Na terenie jednego z rzeszowskich parków linowych 11-latek przypadkiem owinął się liną asekuracyjna „tyrolki” i zaczął tracić przytomność. Jak twierdzi jeden ze świadków tego wydarzenia, gdyby nie pomoc znajdujących się tam mężczyzn, chłopiec mógł stracić życie.

Sprawą zajmuje się już rzeszowska policja. Opis zdarzeń w parku linowym znajdującym się na Osiedlu Biała są szokujące.

Dramat w parku linowym

Do sytuacji doszło 11 sierpnia na terenie jednego z rzeszowskich parków linowych. Przez znajdujący się tam tor sprawnościowy przechodził 11-letni chłopiec. W pewnym momencie najprawdopodobniej zsunął się z jednej z części toru i zawisł na linie asekuracyjnej tyrolki. Sytuację w mediach społecznościowych opisuje jeden z bezpośrednich świadków tego zdarzenia.

– Drodzy rodzice, wakacje jeszcze trwają. Długo się zastanawiałem czy o tym napisać. Ale jestem ojcem i chcę mieć czyste sumienie. Dzisiaj, na jednym z podkarpackich parków linowych z oddali dał się słyszeć przeraźliwy, desperacki krzyk, wołanie o pomoc „ratujcie moje dziecko”. Krzyczała matka około 11 letniego chłopca, który owinął się liną asekuracyjną tyrolki i od karabinka na jednym odcinku trasy. Chłopiec wisiał bezwładnie siny, miał drgawki i piana pojawiła się na ustach. Miał odcięty tlen. Matka krzyczała „mój syn umiera” – czytamy na temat przebiegu bardzo niebezpiecznej sytuacji.

Bohaterska pomoc świadków

Kiedy życie chłopca było zagrożone, do pomocy ruszyło kilku ojców, których dzieci również znajdowały się w tym miejscu. Mimo, że chłopiec znajdował się wysoko nad ziemią, mężczyźni z poziomu gruntu manewrowali drabiną, próbując umożliwić kolejnemu mężczyźnie, który dotarł do chłopca z poziomu trasy.

– Nie wiem jakim cudem na ruchomych elementach bez zabezpieczeń udało się nieznacznie podciągnąć chłopca dzięki czemu po chwili powoli uniósł powieki i wrócił z zaświatów. Siny, niedotleniony zaczął powolutku pomagać. Postawił stopę na drewnianej belce ruchomej przeszkody. Był kontakt – przekazuje świadek zdarzenia w bardzo sugestywnym wpisie na Facebooku.

Jak podkreśla autor posta, niewiele brakowało do tragedii. – Jeszcze kilka sekund i nikt by tego dziecka żywego nie ściągnął. Ba, gdyby nie odzyskał przytomności, nawet desperacki czyn przypadkowych ludzi byłby daremny – dodaje.

Reklama

Policja zajęła się sprawą

Na miejsce zostały wezwane służby ratunkowe, wśród których była straż pożarna, załoga karetki pogotowia, pojawiła się też policja. – Był tam skierowany patrol, który potwierdził, że rzeczywiście chłopiec miał zawisnąć na wysokości około 6 metrów. Potwierdzono to zdarzenie na miejscu – przyznaje aspirant Andrzej Stebnicki z Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.

Póki co nie jest pewne, czy do dramatycznej sytuacji doprowadził nieszczęśliwy zbieg okoliczności, czy może raczej niewłaściwe podejście osób zajmujących się obsługą parku linowego. Policyjne śledztwo wykaże, czy pracownicy tego miejsca dopełnili należytych obowiązków związanych z bezpieczeństwem, a także czy zachowali się odpowiednio w obliczu groźnej sytuacji, do której doszło w miniony poniedziałek.

Jak dotąd, nikt nie usłyszał w tej sprawie zarzutów. – Sprawa jest na etapie postępowania wyjaśniającego w kierunku artykułu 160 kodeksu karnego. Sprawdzamy, czy ze strony właściciela tego parku doszło do niedopełnienia obowiązków i czy były zachowane odpowiednie – wyjaśnia asp. Stebnicki.

Co za to grozi?

Chodzi zatem o narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Zgodnie z literą prawa, za taki czyn grozi kara pozbawienia wolności do 3 lat. Jeżeli sprawca takiego czynu działał nieumyślnie, może jednak podlegać grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Po całym zdarzeniu, chłopiec został odwieziony na badania do szpitala wraz z matką. – Zanim pozwolicie swoim dzieciom skorzystać z jakiejkolwiek atrakcji, upewnijcie się, że w sytuacji krytycznej będzie możliwa natychmiastowa pomoc. Dziecko ratowali przypadkowi ludzie. Powiem więcej, gdyby sytuacja miała miejsce nie na 4, 5 metrach, a znacznie wyżej, w tamtym miejscu nawet straż pożarna nie byłaby w stanie zdążyć na czas – zaznacza świadek zdarzenia.

Czytaj więcej:

Pamiątkowe selfie na polsko-ukraińskiej granicy skończyło się interwencją straży granicznej [ZDJĘCIA]

Czytasz Rzeszów News? Twoje wsparcie pozwoli nam działać sprawniej.

 

Reklama