Kolejna awantura o własność działek. Protestują mieszkańcy Matysówki [ZDJĘCIA]

Reklama

– To grabież w biały dzień – mówią mieszkańcy Matysówki. Miasto Rzeszów chce im zablokować możliwość zabudowy działek. Po raz kolejny. 

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

– Planują nam działki zabrać po cichu, bez dyskusji, konsultacji – mówi Michał Pajda z Matysówki. – Jesteśmy okradani w biały dzień – dodają Marta Prucnal i Agnieszka Markowicz. Obie są współwłaścicielami ośmiu działek o łącznej powierzchni prawie 3 ha. 

– Działki odziedziczyłyśmy po dziadkach. Są zabezpieczeniem naszej przyszłości, przyszłości naszych dzieci, a miasto chce położyć rękę na naszej własności. To zamach na nasze mienie. Proponuje nam się śmieszne pieniądze – mówią obie kobiety.

Michał Pajda, Marta Prucnal i Agnieszka Markowicz byli w grupie około 50 osób, które przyszły w niedzielę, 12 lutego, do domu kultury w Matysówce na spotkanie mieszkańców. Tych, którzy oprotestowali miejskie plany zagospodarowania terenów na Matysówce. 

„Zielona konstytucja” cd.

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Matysówka jest jednym z najmłodszym rzeszowskich osiedli, na którym mieszka ok. 1500 osób. Do miasta włączono ją w 2019 roku, kiedyś była pod skrzydłami gminy Tyczyn. To górzyste, malownicze tereny, w zimie z zapierającym widokiem na panoramę Rzeszowa. 

Przed przyłączeniem Matysówki do Rzeszowa, ówczesne władze miasta, na czele z nieżyjącym już prezydentem Tadeuszem Ferencem, obiecywały na wzgórzach Matysówki stok narciarski. Wtedy nikt sobie głowy nie zawracał, jakim kosztem to zrobią.

Temat ożył wiosną 2022 r., gdy miasto przedstawiło „zieloną konstytucję”. Na obrzeżach Rzeszowa miejscy planiści wytyczyli, że 30 procent terenów będzie zielonych. Protesty goniły protesty, bo miasto w ten sposób chciało zablokować zabudowę prywatnych działek. 

Miasto postanowiło stworzyć taki dokument planistyczny, który zablokuje właścicielom działek ich sprzedaż np. deweloperom pod budowę wieżowców. Obecny prezydent Konrad Fijołek zapewniał, że to element walki z „dziką” deweloperką. 

29 ha pod zieleń

Ale Fijołek nie przewidział, że „zielone” argumenty nie trafią do ludzi, gdy ci się dowiedzą, że pod miejskie wizje ludzie mają oddawać swoje działki. To one są nierzadko jedynym majątkiem mieszkańców jeszcze do niedawna wiejskich terenów. 

Po fali protestów, w grudniu ub. r. ratusz oświadczył, że zdecydowaną większość uwag do projektu „zielonej konstytucji” uwzględnił. Zapowiedział też, że w marcu br. poprawione studium zostanie upublicznione i znów będzie można do niego zgłaszać uwagi. 

W przypadku Matysówki, miasto uwzględniło 432 uwagi mieszkańców, odrzucono 50, częściowo uwzględniono 43. To jednak nastrojów w Matysówce nie uspokoiło, a już ciśnienie mieszkańcom podniosła decyzja Rady Miasta Rzeszowa z 31 styczna br. 

To wtedy, z inicjatywy prezydenta Konrada Fijołka, rada zgodziła się uchwalić plan zagospodarowania przestrzennego dla Matysówki. Chodzi o 29-hektarowy teren na ulicy Nowe Wzgórze. Właśnie ten, na którym zaplanowano stok narciarski. Teren ma być zielony.

Stok nie taki pewny

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Diabeł tkwi w szczegółach. Część działek przyszłego planu jest w rękach prywatnych, to właśnie one są potrzebne do budowy stoku. Ale nie tylko stoku, mowa jest o wyciągu, są koncepcje tarasu widokowego, laboratorium lotniczego i obserwatorium kosmicznego.

Mówiła o tym na niedzielnym spotkaniu z mieszkańcami Krystyna Stachowska, wiceprezydent Rzeszowa. Stachowska, w teorii, powinna rozumieć obawy ludzi, sama pochodzi z Matysówki, tak jak radna Danuta Szyszka.

Obie, gdy zostały radnymi Rzeszowa, nie mówią już jednak jednym głosem. Stachowska, gdy została wiceprezydentem, realizuje wizję prezydenta, Szyszka broni racji mieszkańców. Była jednym z pięciu radnych przeciwnych tworzeniu takiego planu dla Matysówki. 

Bo dla mieszkańców jest oczywiste, że jeżeli już teraz rada dała „zielone światło” dla tworzenia planu przestrzennego dla osiedla, to dyskusja w kolejnych tygodniach o studium (fundament planu) będzie sztuką dla sztuki i kompromisu nie będzie.

Ale miasto obiecuje, że prywatne działki pod „zieleń” wykupi. I znów jest problem. Za ile? Kiedy? I czy aby na pewno wykupi? – Miasto już teraz ma działki w Matysówce i w nie nie inwestuje. Dlaczego ma inwestować w nasze tereny? – pyta Michał Pajda.

Z tym problemem żyje w tej chwili 41 właścicieli działek w Matysówce. To oni uważają, że miasto chce ich „okraść”. Zablokować im możliwość zabudowy działek, sprzedaży, na samym końcu ich wywłaszczy, by działki finalnie sprzedać deweloperem. 

Ile za ar działki? 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Protestują nie tylko ci, którzy na razie nie mogą nic budować, ale także ci, którzy pozwolenie na budowę domu już mają. Piotr Kłysz ma 78-arową działkę. – Zostałem sam, bez sąsiadów, im pozwolenia na budowę oddalono – mówi. 

– Jak nie będę miał sąsiadów, w zakładzie energetycznym, czy gazowniczym nic nie załatwię. To samo będzie z drogami dojazdowymi. W pojedynkę ciężko mi będzie walczyć. Sąsiedztwo jest w moim interesie – mówi Piotr Kłysz. 

– Stok narciarski to bujda. Tani chwyt rekreacyjny. W ratuszu zmieni się władza, to zmieni się plan. Nowa uzna, że w Matysówce trzeba bloki budować. Nasze działki przehandlują, zabiorą nam je za bezcen. Nie takie numery widzieliśmy – słychać w Matysówce.

– Niech miasto nam zaproponuje uczciwe pieniądze i gwarancje, że działki wykupi – mówi Marta Prucnal z Matysówki. Wśród mieszkańców krążą wieści, że ratusz chce zapłacić ludziom 290 zł za ar, a dziś w Matysówce za ar działki płaci się od 15 tys. do 25 tys. zł.

– To przepaść – mówi Michał Pajda. Wiceprezydent Krystyna Stachowska jest zdziwiona krążącymi plotkami, że miasto zamierza płacić 290 zł za ar. – To jakaś legenda. Działki w Matysówce, po włączeniu do Rzeszowa, nie potaniały, a podrożały – mówi. 

Muszą być naciski 

Stwierdziła, że dziś miasto, gdy chce kupić w Matysówce działkę pod budowę drogi, płaci średnio 15 tys. zł za ar. Przekonywała mieszkańców, że wielu z nich też skorzysta na budowie stoku narciarskiego, bo trzeba będzie budować drogi, zyska też samo osiedle.

– Powstaną miejsca pracy, wzrośnie wartość działek sąsiednich – argumentowała Krystyna Stachowska. Podkreślała, że to nie miasto będzie budowało stok narciarski, a prywatny inwestor, ale jego nazwiska nie zdradziła i nie wiadomo, ile pieniędzy jest gotów wyłożyć. 

Wiceprezydent Stachowska stwierdziła, że mieszkańcy wiedzieli o budowie stoku już od 2019 roku. Na spotkanie przyszedł także Robert Kultys, radny PiS, z wykształcenia architekt. PiS poparł plan dla Matysówki, ale Kultys był zaskoczony tym kierunkiem. 

– Cały czas wcześniej mówiło się, że planu dla Matysówki nie będzie – mówił na spotkaniu. Ale zapewniał, że jak miasto na terenach prywatnych ustanowi „zieleń publiczną, urządzoną”, to będzie musiało je wykupić.

– Ale kiedy? – pytali mieszkańcy. Na to odpowiedzi nie ma. Tworzenie planu dla Matysówki może potrwać nawet 1,5 roku. – Jeśli chcecie sfinalizować sprzedaż działek, naciskajcie na ratusz, by jak najszybciej uchwalił plan – radził mieszkańcom Robert Kultys.

Rzeszów nie taki dobry 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Właściciele działek nie kryją irytacji, że styczniowej uchwały o planie dla Matysówki nie opiniowała Rada Osiedla. – Wykorzystaliście sytuację, że przyłączyliście tereny do Rzeszowa, robicie z nami co chcecie – zarzucali miastu mieszkańcy. 

– Już zrobili – rzucał ktoś z sali. Padały argumenty, że nie po to mieszkańcy zgadzali się na włączenie Matysówki do Rzeszowa, by ktoś ich teraz pozbawiał własności w majestacie prawa. – Przyłączenie było potrzebne – przekonywała wiceprezydent Stachowska.

Obiecała mieszkańcom, że na następne spotkanie przyjdzie dyrektor Biura Gospodarki Mieniem, który ma pokazać operaty wcześniej brane pod uwagę, gdy miasto kupowało działki pod budowę dróg. Zapewniała, że mieszkańcom nikt krzywdy nie zrobi.

Ale miasto może mieć kolejny problem. Nikt działek nie będzie chciał sprzedawać. – Nie ma teraz funduszy na wykup działek, a wam zablokuje się rozporządzanie nimi – przyznała radna Danuta Szyszka, dziś radna Rzeszowa, była sołtys Matysówki. 

Niepokój widać 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Do większych protestów mieszkańców namawia Jacek Kotula, radny sejmiku podkarpackiego, znany polityczny awanturnik. Zaczął zbierać podpisy pod projektem obywatelskiej uchwały, która doprowadzi do unieważnienia styczniowej decyzji rady.

– Widzę niepokój, ale odpowiedzi nie należy unikać – powiedziała na koniec Krystyna Stachowska, zapewniając jeszcze raz, że doprowadzi do kolejnego osiedlowego spotkania w tej sprawie, już w większym gronie z udziałem miejskich urzędników. 

– Człowiek płaci podatki, a miasto tak chce go wykiwać… – kręcili głowami ludzie, wychodząc z niedzielnego spotkania, które trwało ponad godzinę. – Teraz zrobią z nas pieniaczy – boi się Beata Żmuda, przewodnicząca Rady Osiedla Matysówka. 

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl

Reklama