Przed Świętami Wielkiej Nocy kilka refleksji związanych z odchodzeniem z tego świata, ale w ujęciu nieświątecznym.

Uczestniczyłem dzisiaj w pogrzebie w Sanoku: mężczyzna 49-letni, aktywny działacz kultury oraz ZHP, zostawił rodzinę. Niedawno w Strzyżowie żegnałem cenionego nauczyciela akademickiego, także aktywnie pracował pisząc wartościowe książki i przygotowując rozprawę habilitacyjną, została żona i dzieci.

Oczywiście zawsze wtedy pojawia się pytanie, dlaczego odchodzą ludzie w pełni sił twórczych, którzy jeszcze tyle dobrego mogliby zrobić dla środowiska, dla otoczenia, dla regionu, dla kraju. Ale nie mniej istotne jest pytanie, jak wtedy ma radzić sobie rodzina, która pozostała i która musi jakoś żyć dalej.

Przecież często tacy aktywni i pracowici ludzie odchodząc nagle (nieraz po długiej walce z chorobą) pozostawiają najbliższych (współmałżonka, dzieci) w trudnej sytuacji finansowej. Czy wtedy państwo w wystarczający sposób zabezpiecza dalszy byt rodziny? Co dzieje się z odkładanymi pieniędzmi w ZUS-ie i OFE, bo przecież przez lata potrącano wysokie składki emerytalne i rentowe? Czy obowiązujące przepisy w sytuacji śmierci osoby dużo pracującej są zawsze korzystne dla tych, którzy pozostają i muszą przecież odnaleźć się w nowej, ciężkiej sytuacji?

Ktoś powie, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie i że żyć trzeba dalej – ale zawsze powinno się umożliwiać to dalsze życie łatwiejszym i znośniejszym. I to rządzący powinni tworzyć takie przepisy i regulacje prawne, aby – szczególnie w sytuacjach losowych – żyło się lepiej, niż w danym momencie to wygląda. Bo nagle dla najbliższej rodziny wali się cały świat i rolą państwa jest otoczenie odpowiednią opieką oraz poprawienie bardzo trudnej sytuacji, w jakiej momentalnie znaleźli się.

PS. Takie refleksje, gdy wiosna nas ostatnio nie rozpieszcza.

Reklama