Zdjęcie: Pan Damian / Czytelnik Rzeszów News

Kilka dni przeciągnęło się w półtora miesiąca. Dlaczego? Spalone reflektory, które znajdują się w Moście Narutowicza w Rzeszowie, trzeba specjalnie zamawiać u producenta na wymiar.

Na początku kwietnia pan Damian, Czytelnik Rzeszów News, zwrócił uwagę, że na Moście Narutowicza, bardziej znanym jako „most tęczowy”, łączący ulice Wierzbową z Naruszewicza, nie świecą się niektóre reflektory ulokowane w przęsłach mostu.

Mamy już prawie końcówkę maja i co się w tej sprawie wydarzyło? Nic. Dlatego pan Damian napisał do nas ponownie, zastanawiając się, co dla urzędników znaczy „kilka dni”, bo taki termin załatwienia sprawy podawali półtora miesiąca temu miejscy urzędnicy.

„Albo mamy inne pojęcie, ile trwa „kilka najbliższych dni”, albo ratuszowi jest obojętne jak wygląda nasze miasto” – stwierdził pan Damian, który liczył na to, że rzeczywiście problem zostanie rozwiązany szybko.

Okazuje się, że owe „kilka dni” musiało rozciągnąć się w czasie, bo reflektory, które znajdują się między przęsłami w moście, są dość specyficzne i nie można ich dostać „od ręki”.

– Reflektory są produkowane specjalnie dla nas na wymiar. Zamówiliśmy je już u producenta. Teraz czekamy na ich dostawę. Sprawa powinna być załatwiona w przeciągu najbliższego tygodnia – zapewnia Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.

Most Narutowicza powstał w 2013 roku. Zastąpił jednojezdniową kładkę nad Wisłokiem. Most ma ponad 80 m długości. Jego budowa kosztowała 6,7 mln zł. Przeprawę wyróżniają łukowe dźwigary w kolorze tęczy.

(jg)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama