Rada Rzeszowa zaakceptowała wniosek Marszałka Województwa o zgodę na postawienie przed urzędem marszałkowskim pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej. Mimo że uważam, iż ofiary  tej katastrofy w Rzeszowie  upamiętnić trzeba, byłem i jestem przeciwny temu pomysłowi. Oto dlaczego.

Jak napisał wcześniej wicemarszałek Wojciech Buczak na portalu Gospodarka Podkarpacka, pomniki  oddają  hołd  wybitnym  ludziom (ku czci)  lub  dają  świadectwo  ważnym wydarzeniom  historycznym  (ku chwale) [dopiski w nawiasach to z kolei cytat z Jerzego Cyprysia z niegdysiejszych dyskusji o największym rzeszowskim pomniku]. Moim zdaniem pomniki „ku chwale” opiewają wybitne osobistości ze świata kultury, nauki czy polityki, a „ku czci” oddają cześć bohaterom, którzy swoimi czynami, a często i ofiarą życia przysłużyły się Ojczyźnie. Często związane są ze zdarzeniami tragicznymi, lecz czczą osoby, które świadomie podejmowały ryzyko dla dobra wspólnego. W każdym przypadku opisują coś, co jest powodem do dumy ze względu na postawę lub osiągnięcia Polaków.

Pomnik, na który Rada się zgodziła, nie wpisuje się w żaden z tych schematów, bo chociaż ofiary tej katastrofy były ludźmi wybitnymi, to jednak żadna z nich na pomnik nie zasługuje i nikt też nie leciał  do Smoleńska z przeświadczeniem, że podejmuje jakieś ryzykowne zadanie dla dobra Ojczyzny. Katastrofa zdarzyła się podczas wypełniania obowiązków służbowych.

Co  więcej,  ten pomnik będzie upamiętnieniem  wydarzenia,  które  nam  żadnej  chwały  nie  przynosi, bośmy  ją  sami  sprokurowali. I na nic się zda zarzekanie, że to nie jest pomnik katastrofy smoleńskiej, tylko jej ofiar. Idę o zakład, że w potocznej świadomości pomnik będzie pomnikiem smoleńskim i trzeba się będzie cieszyć, jeśli bez dodatku „katastrofa”.

Na naszych pomnikach, w naszych obchodach świąt dominują klęski. Z jakiegoś powodu łatwiej gromadzimy się wokół nieszczęść. Ale przynajmniej są to nieszczęścia sprowadzone przez wrogów zewnętrznych. W tym przypadku natomiast, chcemy utrwalić w przestrzeni publicznej naszego miasta dowód naszej nieporadności, naszych błędów. A to przecież powód raczej do wstydu niż dumy.

Tymczasem najwyższa już pora przestawić akcenty i upamiętniać raczej sukcesy niż porażki, a Polaków skupiać wokół pozytywnych celów, a nie rozpamiętywania naszych klęsk. To dzisiaj bardzo ważne zadanie, bo w ostatnim czasie dominuje kompletnie fałszywa narracja jakoby Polska była w fatalnym stanie i wymagała gruntownej naprawy. Taki idący z góry przekaz niczemu dobremu nie służy, a jedynie pogłębia frustracje i demobilizuje.

Rzeszów jest najlepszym przykładem, że chwalenie się sukcesami – nawet trochę wyolbrzymionymi – lepiej buduje lokalne więzi i dumę ze swojej – w tym przypadku małej – ojczyzny niż martyrologia. I na taką optymistyczną wizję Polski i jej przyszłości trzeba postawić. Nie odcinając się od pięknych i trudnych kart naszej historii, na dumie z naszych osiągnięć budować patriotyzm młodego pokolenia.

Stąd mój apel na sesji: nie  stawiajmy sobie w stolicy Doliny Lotniczej pomnika  katastrofy  samolotu. Wmurujmy tablicę upamiętniającą jej ofiary, a  jeśli już musimy mieć pomnik, to postawmy go w alei  zasłużonych  na  cmentarzu. Tam będzie jego właściwe miejsce i tam nie będzie się rzucał w oczy przyjezdnym.

Można by sądzić, że sprawa nie jest dużej wagi – wszak mieści się w sferze symbolicznej. Ja jednak jestem zdania, że nie wolno tej sfery lekceważyć, bo ona wpływa na nasze wybory i nasze postawy. A te warto zmieniać na bardziej optymistyczne.

Na koniec jedno wyjaśnienie. Pomnik będzie budowany z pieniędzy Województwa Podkarpackiego, ale była potrzebna zgoda Rady Miasta, bo pomnik będzie stał w Rzeszowie.

Reklama