Miejski Zarząd Dróg w Rzeszowie przekaże Inspekcji Transportu Drogowego dane z systemu do ważenia ciężarówek – to efekt naszej publikacji. Ale „krokodyle” twierdzą, że to problemu nie rozwiąże.
Miejski Zarząd Dróg jest pod ostrzałem mediów za system ważenia ciężarówek, który został wprowadzony we wrześniu ub. r. na pięciu drogach wjazdowych do Rzeszowa.
Przypomnijmy, wagi zamontowano na ul. Warszawskiej, Lubelskiej, Lwowskiej, Podkarpackiej i Krakowskiej. W niedalekim sąsiedztwie są kamery, które robią zdjęcia ciężarówek, a ok. 100 m dalej na tablicach elektronicznych kierowcom wyświetla się informacja, czy ich pojazd nie jest przeciążony.
Drogi wjazdowe do Rzeszowa mają dopuszczalny nacisk od 10 do 11,5 ton na oś. Wagi w założeniu miały sprawić, że do miasta nie będą wjeżdżały przeciążone pojazdy, bo kierowcy za łamanie przepisów będą karani mandatami. Tyle teorii. Cały system wag kosztował ok. 7 mln zł.
Żaden kierowca, który zdecydował się wjechać do miasta, mimo przeciążonego pojazdu, nie został dotychczas ukarany, bo z systemu nie korzysta Inspekcja Transportu Drogowego w Rzeszowie, która miała kontrolować kierowców i wyciągać od nich konsekwencje.
System ważenia ciężarówek działa na pół gwizdka, a właściwie nie działa, bo nie spełnia swojej funkcji. Pełni rolę radaru, bo kierowcom się wydaje, że kamera w skrzynce mierzy im prędkość i automatycznie ściągają nogę z gazu. To jedyny pożytek z… wag.
Naiwność drogowców
Po naszej poniedziałkowej publikacji Piotr Magdoń zdecydował, że MZD przekaże ITD dane, które są generowane przez system ważenia ciężarówek. To dane, które mówią o tym, ile ciężarówek było przeciążonych, na jakich ulicach było ich najwięcej. Dane będą opatrzone numerami rejestracyjnymi, które wychwytuje kamera. To ma niby pomóc popularnym „krokodylom” w zatrzymywaniu kierowców.
– To nieprawda, że wagi nie spełniają swojej funkcji – przekonuje z rozbrajającą szczerością Piotr Magdoń. Tłumaczy, że miasto nie ma kompetencji, by nakładać mandaty na kierowców, którzy wjeżdżają do miasta przeciążonymi ciężarówkami. Magdoń odbija piłeczkę, twierdząc, że te kompetencje są w gestii ITD.
– Inspekcja do nas nie wystąpiła o to, że chce mieć dane z systemu. W związku z tym, że temat został nagłośniony sami im je przekażemy. Inspekcja będzie mogła je wykorzystywać – mówi szef MZD.
– Dlaczego od pół roku tego nie zrobiono? – pytamy.
– Myśleliśmy, być może w swojej naiwności, że robiąc ten system, którego uruchomienie nagłośniły media, że ktoś się do nas przynajmniej zwróci o przekazanie danych z systemu. A tutaj cisza. Trochę to dziwne. To tak, jakbym dał komuś samochód do darmowego użytkowania, a ten ktoś by mówił, że będzie korzystał, jeśli będzie miał paliwo i dostanie kierowcę. To dziecinada – odpowiada Piotr Magdoń.
Niechciany prezent
Nie dla Inspekcji Transportu Drogowego w Rzeszowie, której szef Łukasz Tur mówi, że przekazywanie im danych z systemu ważenia ciężarówek nic nie da, jeżeli „krokodyle” nie będą miały, gdzie kontrolować ciężarówek.
W ramach całego projektu nie wyznaczono ani jednego miejsca w Rzeszowie, gdzie Inspekcja może sprawdzać kierowców przeciążonych pojazdów. Łukasz Tur mówi, że już prawie trzy lata temu, gdy zaczęły się przymiarki do wprowadzenia wag, MZD wiedział, że bez wyznaczonego miejsca do kontrolowania ciężarówek, ten system nie ma prawa działać.
– Od samego początku mówiliśmy, że muszą być punkty do kontroli, choćby jeden. Na każdym etapie informowaliśmy o tym MZD i prezydenta. MZD wybudował pięć wag, a nie wybudował żadnego punktu kontroli. To tak jakby kupić czajnik bezprzewodowy i nie mieć do niego kabla. Ja panu też mogę dać super smartfona. I co z tego, skoro nie dam panu baterii i karty SIM? Będzie pan zadowolony z takiego podarku? – pyta retorycznie Łukasz Tur.
Szef ITD idzie jeszcze dalej w krytyce miasta, jak bez głowy zorganizowano cały system, na który wydano miliony złotych. – Kupili najtańszy, najgorszy, najmniej dokładny system mierzenia ciężaru pojazdów, chociaż informowaliśmy, że na rynku jest lepszy. Dla kogo MZD wybudował ten system? Być może Piotr Magdoń zrobił go dla siebie – ironizuje Tur.
Wycieranie butów Inspekcją
Wyznaczenie miejsca do kontroli ciężarówek nie jest tylko i wyłączenie dla wygody „krokodyli”, ale przede wszystkim dla skuteczności w karaniu kierowców. Taki punkt musi być formalnie zalegalizowany. Bez tego każdy kierowca jest w stanie podważyć wyniki pomiarów z wag wjazdowych do Rzeszowa. Muszą być one jeszcze potwierdzone przez pomiary z zalegalizowanych punktów i z zalegalizowanych wag, które mają „krokodyle”.
– Wtedy możemy wyciągać konsekwencje. Samo przekazywanie nam danych z systemu niczego nam nie daje – twierdzi Łukasz Tur. Przywołuje przykłady z innych miast, gdzie podobne systemy już działają, np. we Wrocławiu, w Łodzi i Bydgoszczy. Tam nikt takich problemów nie ma, jakie są w Rzeszowie.
– Tylko w innych miastach zarządcy dróg słuchają służby uprawnione do kontrolowania pojazdów. MZD musi chcieć współpracować. Wycieranie sobie butów Inspekcją jest mało poważne.
– Chciałbym mieć taki komfort, jak prezydent, by powiedzieć, że mam gdzieś przepisy. Jak ja tak powiem, to do mnie przyczepi się CBA, czy inna służba. Jakbym wydał tyle pieniędzy na coś, co nie działa tak jak trzeba, to też bym szukał jakiegoś wytłumaczenia z tej sytuacji – powiedział Łukasz Tur.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl