Koncert Główny ESK. Było nieźle, ale pogoda i brak zagranicznej gwiazdy zrobiły „swoje” [FOTO]

Cztery kolektywy, dwóje prowadzących, jeden koncert otwarcia, trochę deszczu – tak w tym roku wyglądał Koncert Główny Europejskiego Stadionu Kultury w Rzeszowie. Źle nie było, niedosyt jednak pozostał. 

 

Za nami już Koncert Główny, który po raz dziewiąty w piątek odbył się na Stadionie Miejskim w ramach Wschody Kultury. W tym roku tłumów nie było, ale nie można też mówić o frekwencyjnej porażce. Po 22:00, czyli w szczytowym momencie koncertu, policja przekazała nam, że bawi się na nim ok. 6000 osób. Przedstawiciele miasta nie dowierzali, mówili o 15 tysiącach, niektórzy podbijali do 18 tysięcy.  

Za tę nie za wysoką frekwencję pewnie odpowiedzialna jest po części pogoda – w tym roku, niestety, nie dopisała i przez większość koncertu kolektywów padało. Po części brak koncertu zagranicznej gwiazdy, który w poprzednich edycjach ESK działał na wielu, jak magnes. Brak tego koncertu zaowocował też tym, że całość Koncertu Głównego skończyła się tuż po godz. 23:00. Biorąc pod uwagę rozmach imprezy, trochę słabo. 

Koncert rozpoczął się od występu czterech wokalistek, śpiewających białymi głosami, tworzących zespół Tulia, największe objawienie muzyczne 2017 roku. Ich słuchanie to ciekawe, acz chyba wymagające doświadczenie muzyczne. Przy kawałku Maanamu „Krakowski spleen” aranżacja niewiele przypominała ten nostalgiczny ciepły głos Kory, ale śpiewanie „Spleenu” białym głosem było równie hipnotyzujące i intrygujące. 

Później przyszedł czas na kolektywy. W tym roku wspólnie zagrali: Grzegorz Hyży i Navi Band (Białoruś), Natalia Kukulska i Shuma (Białoruś), The Dumplings i Luna (Ukraina) oraz O.S.T.R i Vali Boghean (Mołdawia). Występy w duetach i to międzynarodowych robią wrażenie – na scenie zawsze spotykają się dwie artystyczne siły z różnych światów fizycznych, ale bardzo zbliżonych światów muzycznych. 

W tym roku największe wrażenie artystyczne zrobił przekornie duet Natalia Kukulska i Shuma. Obie wokalistki fenomenalnie wypadły w kawałku Kukulskiej – „Kobieta”. Wrażenie robiły te momenty utworu, gdy wokalistki wchodziły na wysokie dźwięki. Ich wykonanie dopełniał ubiór – obie ubrane w białe wymyślne stroje, z podobnymi fryzurami, doskonale dobranymi wizualizacjami na scenie. Na kilka minut stworzyły mały kobiecy elektroniczny świat. 

Dobrym ruchem, wbrew pozorom, było zaproszenie O.S.T.R, nawet jeśli co roku gra w Rzeszowie, przy okazji choćby juwenaliów. Publiczność, mimo wszystko, dobrze zna jego kawałki i dobrze się przy nich bawi. Oczarował mnie również electropopowy The Dumplings, zarówno sam, jak w trójkącie z Luną z Ukrainy. Podczas ich koncertu nie mogło zabraknąć hitu „Kocham być z tobą”, który z ukraińską domieszką też brzmiał świetnie. 

Ciekawie w tym roku rozwiązano kwestię prowadzących cały koncert. Tę rolę powierzono w wokalistce Bovska, która poza samymi zapowiedziami wspólnie z Tomaszem Tylickim, dziennikarzem TVP, zaśpiewała także kilka swoich kawałków m.in. znanego „Kaktusa”.

Jeśli chodzi o samą scenę, ta wydawała się mniejsza niż w latach poprzednich. To było jednak wrażenie, bo skonstruowano ją z przezroczystych elementów, dzięki czemu lepiej korespondowała z trybuną wschodnią tworząc z nią integralną całość. Jak chyba nigdy oczarowały mnie wizualizacje sceniczne. Ich twórcy przelali dusze artystów na elektroniczne ekrany.

Podsumowując, źle nie było. Wiele elementów zaskoczyło, czasem nieoczekiwanie bardzo pozytywnie. Niestety, dużym minusem był brak zagranicznej gwiazdy. Widok murawy stadionu tuż po 23:00, gdzie nie było już żywej duszy, był dziwny. Koncert Główny ESK nie miał dobrego zakończenia, skończył się nagle. Prof. Rafał Wiśniewski, dyrektor Narodowego Centrum Kultury, obiecuje, że za rok ESK będzie „szczególny”. Trzymam za słowo. 

ESK 2019 potrwa do niedzieli. Pełny program TUTAJ.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama