Fot. Bartosz Frydrych / Rzeszów News. Na zdjęciu Zbigniew Mieszkowicz

Bycie społecznym prezesem fundacji, która walczy o ochronę środowiska, nie daje prawa do bycia bezrobotnym – tak uważa Powiatowy Urząd Pracy w Rzeszowie.

– To absurdalne prawo – nie ma wątpliwości Zbigniew Mieszkowicz. – Takie są przepisy – odpowiada Jacek Górak, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Rzeszowie. 

Zbigniew Mieszkowicz stoi na czele rzeszowskiej fundacji „Będzie dziko”. Fundacja działa od września 2020 r., monitoruje m.in. politykę miejską w zakresie dbania o zieleń, urzędników mobilizuje, by łatwą ręką nie zgadzali się na wycinanie drzew pod budowę np. dróg. 

Mieszkowicz od początku działalności fundacji jest jej prezesem. Pracę społeczną (oprócz satysfakcji, nie ma z niej żadnych pieniędzy) przez ostatnie pięć lat łączył z pracą, która dawała mu utrzymanie. Pracował w łańcuckiej firmie Stolbrzeg.

Zawodowe drogi Mieszkowicza ze Stolbrzegiem właśnie się rozeszły, ale nie dlatego, że Mieszkowicz działał w fundacji. To pracodawcy w ogóle nie przeszkadzało, bo swoich obowiązków nie zaniedbywał. Fundacji poświęcał się „po godzinach” pracy. 

Brał w udział w licznych protestach przeciwko bezmyślnym wycinkom drzew w Rzeszowie, bo Mieszkowicz, oprócz tego, że jest szefem „Będzie dziko”, to również jest „Społecznym Strażnikiem Drzew”. Często wydaje opinie dla rzeszowskiego magistratu.   

„Ograniczona gotowość”

Mieszkowicz 10 października zarejestrował się jako osoba bezrobotna w Powiatowym Urzędzie Pracy w Rzeszowie. Po dwóch dniach dostał zaskakujące pismo z „pośredniaka”, z którego wynika, że przyznanie mu statusu osoby bezrobotnej nie jest takie oczywiste. 

Urzędnicy dowiedzieli się o społecznej pracy Zbigniewa Mieszkowicza w „Będzie dziko”. Podejrzewają, że Mieszkowicz, pracując na rzecz fundacji, będzie miał „ograniczoną gotowość do podjęcia zatrudnienia”. A to jeden z warunków bycia bezrobotnym. 

Urzędnicy powołali się na ustawę o promocji zatrudnienia, która obowiązuje od 2004 roku. Od Mieszkowicza zażądali „dowodów”. Dali mu 7 dni, by wyjawił, czym zajmuje się „Będzie dziko”, czy zarabia w fundacji, jakie ma ona dochody i ile osób fundacja zatrudnia. 

„Bezrobotny to osoba niezatrudniona i niewykonująca innej pracy zarobkowej, zdolna i gotowa do podjęcia zatrudnienia w pełnym wymiarze czasu pracy” – wyłuszczyli w piśmie do Zbigniewa Mieszkowicza urzędnicy rzeszowskiego „pośredniaka”.

Bycie bezrobotnym daje prawo do zasiłku – w zależności do stażu pracy w ostatniej firmie, wypłacany jest on od sześciu miesięcy do roku – 1491,90 zł lub 1790,30 zł. Zarejestrowany bezrobotny zyskuje też prawo do bezpłatnego korzystania z polskiej służby zdrowia.

Z NGO-sów nie da się żyć  

PUP sugeruje, że Mieszkowicz, działając w fundacji, nie będzie miał czasu na podjęcie innej pracy, którą zaoferowałby mu „pośredniak”. W takiej sytuacji Mieszkowicz nie ma prawa się nazywać osobą bezrobotną i korzystać z wynikających z tego statusu przywilejów. 

Mieszkowicz, po przeczytaniu pisma z PUP, na Facebooku zamieścił „przestrogę” dla wszystkich osób, które są w zarządach organizacji pozarządowych, w tzw. NGO-sach (z ang. Non Governmental Organisation). 

Zbigniew Mieszkowicz nie ukrywa zaskoczenia. – Wychodzi na to, że każda osoba z zarządu NGO nie może podjąć innej pracy, bo jest zajęta praca w „pozarządówce”. To ewidentna bzdura, bo większość właśnie pracuje, inaczej nie miałaby z czego żyć – mówi Mieszkowicz.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Karani za poświęcenie 

Dla Urzędu Pracy największym problemem jest wpis w KRS o możliwości prowadzenia przez fundację działalności gospodarczej, ale Mieszkowicz w „Będzie dziko” nie mam żadnej umowy o pracę, a jej przychody są przeznaczane na działalność statutową.

– Nie ma więc dywidendy, jak w spółkach – podkreśla Zbigniew Mieszkowicz. Jego zdaniem, w polskich warunkach bycie społecznikiem powoduje nierzadko też komplikacje: stratę czasu i stres. O osiąganiu dochodów dla siebie nie ma mowy. 

– Osoby działające na rzecz społeczeństwa, poświęcające swój czas i energię, poza pracą zarobkową, powinny być traktowane co najmniej na takich samych prawach jak inni obywatele, a nie ponosić dodatkowe utrudnienia – uważa prezes „Będzie dziko”. 

PUP: sądy nam przyznają rację

Zapowiada jednocześnie, że „dowody”, jakich zażądali urzędnicy, przedstawi. Ale musi się liczyć z tym, że „pośredniaka” nie przekona. Jacek Górak, dyrektor PUP, przyznaje, że Zbigniew Mieszkowicz nie jest pierwszą osobą, która napotkała na takie problemy. 

– Ustawa o promocji zatrudnienia z 2004 roku nie mówi wprost, że nie można być jednocześnie w zarządzie organizacji społecznej i bezrobotnym, ale takie jest orzecznictwo sądowe w Polsce – przekonuje dyrektor Górak. 

Z „pośredniakiem” już wcześniej bowiem polemizowały inne osoby, które znalazły się w podobnej sytuacji, jak Zbigniew Mieszkowicz. Najpierw odwoływały się do wojewody, który albo potwierdza stanowisko PUP albo je odrzuca. 

Jeżeli wojewoda przyznaje racje „pośredniakom”, to można się jeszcze odwoływać do wojewódzkich sądów administracyjnych. Tam, jak twierdzi Jacek Górak, urzędnicy najczęściej wychodzą z sal sądowych w roli zwycięzców sporów.

– Incydentalnie przegrywamy, to są wyjątki – mówi dyrektor Górak.

Ustawa w martwym punkcie

I twierdzi, że kwestie dotyczące łączenia bycia w zarządach NGO-sów z byciem zarejestrowanym bezrobotnym miała doprecyzowywać nowa ustawa o aktywizacji zawodowej, nad którą pracował rząd. Zapisano w niej jasno, że nie można tego łączyć. 

Ustawa miała ukrócić pole do interpretacji obowiązujących przepisów i zamknąć możliwość prowadzenia sporów w sądach. Ustawa, choć wyszła z ministerialnych gabinetów, to wciąż nie trafiła pod obrady Komitetu Stałego przy premierze RP i pod obrady Sejmu. 

Dlatego urzędnicy wciąż powołują się na przepisy sprzed prawie 20 lat, a którym przyklaskują sądy. Jacek Górak, dyrektor PUP w Rzeszowie, nie chce na razie przesądzać, jak zakończy się sprawa Zbigniewa Mieszkowicza. – Jest rozwojowa – mówi oględnie. 

Prezes pójdzie do MOPS-u?

Mieszkowicz zapowiada, że wykorzysta całą ścieżkę administracyjną, by uznano go za osobę bezrobotną. A jak przegra? – Może Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej coś mi zaoferuje? – zastanawia się pół żartem, pół serio szef fundacji „Będzie dziko”. 

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl

Reklama