Zdjęcie: Sebastian Fiedorek / Rzeszów News

„Nikt nie odbiera telefonów w Straży Miejskiej w Rzeszowie” – skarżą się mieszkańcy. Strażnicy twierdzą, że to nie skutek żadnej awarii, funkcjonariusze mają po prostu ręce pełne roboty.

Jeden z naszych Czytelników w miniony wtorek próbował się dodzwonić do Straży Miejskiej. Wykonał ok. 30 połączeń, po 20 minutach zrezygnował, gdy nikt nie podnosił słuchawki. „To jakiś obłęd” – komentuje Czytelnik. Nie on jeden w ostatnich dniach próbował się dodzwonić do straży. Telefon milczał. 

Marek Kruk, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Rzeszowie, zapewnia, że żadnej awarii technicznej straż nie odnotowała, ale przyznaje, że mieszkańcy mogą mieć problem z dodzwonieniem się. Tłumaczy to tym, że dyżurny straży musi obsługiwać jednocześnie dwa numery i w tym samym czasie przyjmować osobiście interesantów.

Pracy strażnikom nie ułatwiła zmiana sprzed kilku miesięcy, gdy telefony z numeru alarmowego 997 zaczęli obsługiwać dyspozytorzy numeru 112. Zamiast na policję coraz częściej rozmówców przełączają do straży miejskiej. Policjanci mają mniej pracy przy drobnych, aczkolwiek nierzadko czasochłonnych zdarzeniach, strażnikom przybyło. 

– Mamy bardzo dużo zgłoszeń dotyczących złego parkowania, o tej porze roku także spalania odpadów. Niestety, mamy też problem z ludźmi, którzy dzwonią do nas tylko po to, żeby się wygadać, co blokuje linie. Nierzadko słyszymy niemalże historie od czasów Adama i Ewy, o sporach sąsiedzkich. Niektórzy traktują nas, jak telefon zaufania – mówi Marek Kruk.  

I apeluje do mieszkańców, by w kontakcie ze strażą precyzowali swoje zgłoszenia i miejsca ewentualnych zdarzeń przy których potrzebna jest interwencja funkcjonariuszy. – Mieszkańcy muszą się uzbroić w cierpliwość – twierdzi wicekomendant Kruk.

Na posadzenie dwóch strażników do „dyżurki” nie ma co liczyć, szczególnie, że rzeszowskiej straży brakuje ludzi do pracy. Właśnie trwa nabór do straży, która ma wolne cztery etaty.

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama