Zdjęcie: Pixabay

– Nie damy 18 mln zł więcej – zapowiada Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. MPGK za wywóz śmieci od mieszkańców chce podnieść stawki aż o 60 procent więcej. Prezesowi spółki grozi dymisja. 

Rzeszów znów ma problem ze śmieciami. Tym razem chodzi o sam odbiór śmieci (ok. 300 ton dziennie) od mieszkańców stolicy Podkarpacia. W latach 2017-2018 była i jest jeszcze za to odpowiedzialna spółka miejska – Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. W tym czasie ratusz za odbieranie śmieci zapłaci MPGK 62 mln zł – po 31 mln zł na rok.

Umowa się kończy, więc miasto zorganizowało przetarg na kolejny rok – 2019. Zgłosiło się tylko MPGK, ale jego oferta za odbiór śmieci jest znacznie wyższa od dotychczasowej stawki, tym razem spółka zażyczyła sobie 49 mln zł za rok. W ratuszu są w szoku.

– Nie damy 18 mln zł więcej. MPGK to spółka miejska, ma służyć ludziom. Jeśli przyjęlibyśmy tę kwotę musielibyśmy nią obciążyć mieszkańców – mówi Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa.

Skąd taki wzrost ceny? Nie wiadomo. Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa, twierdzi, że podczas niedawnej rozmowy władz miasta z szefostwem MPGK nie padły żadne konkrety. – MPGK, jako spółka miejska, nie może zarabiać na wywozie śmieci – mówi krótko Chłodnicki. Ratusz ogłosi nowy przetarg. 

A co się stanie, jeśli MPGK nie obniży ceny? – Być może będzie trzeba rozważyć decyzję o zdjęciu ze stanowiska prezesa MPGK i całą radę nadzorczą – zapowiedział w poniedziałek Tadeusz Ferenc.

Prezesem MPGK od prawie 20 lat nieprzerwanie jest Juliusz Sieczkowski. Jego posada jest bardzo intratna. Sieczkowski aktualnie zarabia miesięcznie prawie 18 tys. zł, więcej niż sam prezydent Ferenc. Ratusz na personalne manewry ma niewiele czasu, ponieważ obecna umowa miasta z MPGK kończy się już za niespełna dwa miesiące.

Rzeszowskie śmieci trafiają już w całości do spalarni przy ul. Ciepłowniczej na Załężu.

(jg)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama