Zdjęcie: MPGK Rzeszów

– Pieniądze, pieniądze, pieniądze – tylko to ich interesuje – tak miejscy urzędnicy komentują poniedziałkowe negocjacje z PGE Energią Ciepła w sprawie stawki za utylizację tony odpadów w spalarni w Rzeszowie. 

W poniedziałek po godz. 14:30 Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, wraz ze swoim zastępcą odpowiedzialnym za gospodarkę komunalną Andrzejem Gutkowskim wzięli udział w drugim etapie konkursu ofert, który PGE Energia Ciepła ogłosiła 15 października. Oferty można było składać do 8 listopada. 

To oznacza, że miasto podjęło negocjacje z państwową spółką, która zarządza rzeszowską spalarnią przy ul. Ciepłowniczej. Rozmowy zakończyły się jednak fiaskiem.

– Nie ma możliwości dojść do porozumienia. PGE jest nastawiona tylko i wyłącznie na zarabianie pieniędzy. Nie jest skłonna do żadnych negocjacji, chyba, że zaproponujemy stawkę 700 zł za utylizację tony odpadów – mówił nam tuż po zakończonych negocjacjach  Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa. 

– Pieniądze, pieniądze, pieniądze – tylko to ich interesuje. Nie pomaga nawet argumentacja, że obowiązuje tzw. zasada bliskości. PGE twierdzi, że ona odnosi się do tego, kto te odpady wytwarza, a nie tego, kto je odbiera. Tak kuriozalnego tłumaczenia jeszcze nie słyszeliśmy – dodaje.

Tzw. zasada bliskości jest zapisana w ustawie  z 2012 roku o zagospodarowaniu odpadami, która mówi, że odpady “w pierwszej kolejności poddaje się przetwarzaniu w miejscu ich powstania”. PGE w pierwszej kolejności powinna odbierać śmieci z Rzeszowa, a następnie, jeśli ma wystarczające moce przerobowe, szukać klientów z innych części Polski.

Ratusz nie żałuje

Tadeusz Ferenc, mimo, że w tym momencie miasto jest na przegranej pozycji, nie składa broni. Chce w najbliższym czasie spotkać się z Jackiem Sasinem, ministrem aktywów państwowych, który w nowym rządzie Mateusza Morawieckiego odpowiada za spółki Skarbu Państwa. Prezydent liczy, że Sasin skłoni PGE EC do lepszego traktowania samorządów. 

Miasto czeka na umówienie spotkania z Jackiem Sasinem. Problemy z utylizowaniem rzeszowskich odpadów w spalarni uruchomiły pytania, po co miasto zgadzało się na budowę takiego obiektu, skoro dostęp do spalarni może mieć bardzo utrudniony, a skutkami zostaną obarczeni mieszkańcy w postaci wyższych rachunków za wywóz odpadów. 

– Miasto jest po to, aby takim firmom dać przestrzeń do działania. Ponadto, koszt budowy miejskiej instalacji przetwarzania odpadów to 280 mln zł. Gdyśmy ją budowali z pieniędzy miasta, nie byłoby już funduszy na inne ważne i potrzebne dla mieszkańców inwestycje – odpowiada prezydent Tadeusz Ferenc.

Spalarnię przy ulicy Ciepłowniczej za 285 mln zł wybudowała spółka-córka należąca do PGE – Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, potem przejęła ją kolejna – Energia Ciepła. 

Nie ma gdzie wywieźć 

Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że do konkursu PGE zgłosiło się 28 podmiotów. Oferty oscylują od ponad 300 zł do ponad 720 zł za tonę zutylizowanych odpadów. Rzeszów w konkursie złożył ofertę 335 zł za tonę. Jest ona o 5 procent wyższa od tej, którą miasto ma obecnie – 302,40 zł za tonę odpadów. 

– Kwota 335 zł pozwoliłaby uniknąć podnoszenia mieszkańcom stawek za śmieci od nowego roku – słyszymy w ratuszu. 

Po poniedziałkowych negocjacjach okazało się jednak, że proponowana przez miasto kwota jest zdecydowania za mała. Miasto do czwartku, jeśli chce, aby PGE brało Rzeszów w ogóle pod uwagę, musi złożyć nową ofertę i to znacznie wyższą. O ile? Tego jeszcze nie wiadomo.

– Musimy się zastanowić, wszystko policzyć. Sytuacja jest dramatyczna. Z jednej strony nie chcemy mieszkańcom fundować podwyżek, ale tak się stanie, jeśli złożymy ofertę o 100 proc. wyższą od obecnej stawki. Z drugiej strony, nie mamy wyjścia, bo śmieci nie ma gdzie wywieźć. Inne instalacje na Podkarpaciu mają już ich nadmiar – słyszymy w ratuszu.

Deklaracje do kontroli 

Jeśli miasto ugnie się przed oczekiwaniami PGE EC, to od przyszłego roku ceny za odbiór śmieci znów pójdą w górę. Obecnie pięcioosobowa rodzina mieszkająca w domu płaci 85 zł, jeśli segreguje odpady, jeśli nie – 128 zł. W bloku analogicznie te opłaty wynoszą 63 zł i 95 zł. Nowe stawki, po podwyżce o 5 zł, od osoby obowiązują od 1 czerwca 2019 roku. 

Warto też dodać, że od przyszłego roku nie będzie można także zaniżać liczby osób realnie mieszkających w danym gospodarstwie domowym. Dlaczego? Bo deklaracje śmieciowe będą weryfikowane poprzez zużycie wody w danym domu lub mieszkaniu. 

– Średnio jedna osoba zużywa miesięcznie około 3 m sześciennych wody. Wyłapujemy osoby, które w deklaracjach wskazują, że mieszkają same, a zużywają 15 kubików wody. To nie realne, taka osoba cały dzień musiałaby stać pod prysznicem. Wniosek? W domu mieszka więcej osób niż wskazano w deklaracji – twierdzi Andrzej Gutkowski. 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama