Nowy dress code w I LO. Protest przed szkołą, jest porozumienie z dyrekcją [FOTO]

Sejmik uczniowski ma być platformą wymiany informacji między uczniami a dyrekcją I Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie. To próba kompromisu w sprawie nowych zasad szkolnego ubioru, o których mówi już cała Polska. 

 

W poniedziałek, 10 lutego, I LO przy ulicy 3 Maja ściągnęło kamery ogólnopolskich stacji telewizyjnych po tym, jak w piątek wieczorem na Facebooku jedna z absolwentek szkoły wywołała burzę na temat nowego dress code’u, który ma obowiązywać w ogólniaku. 

Nowy zasady szkolnego ubioru to przesadzone stwierdzenie, bo dyrekcja I LO twierdzi, że zawsze one obowiązywały, tylko chciała o nich przypomnieć. Przypomniała tak, że cała Polska mówi, co można, a właściwie nie można nosić na sobie przekraczając próg liceum.  

Najwięcej kontrowersji wzbudził obowiązek noszenia biustonoszy i słowa, jakie w tym kontekście miały paść z ust wicedyrektorki ogólniaka Iwony Palczak podczas piątkowego apelu: „Dziewczyny – im więcej zakrywacie, tym bardziej pociągacie”.

O tym, jaki oburzenie wywołał dress code w I LO napisaliśmy w sobotę. Uczniowie i absolwenci szkoły ogłosili, że w poniedziałek będzie protest. Uczniowie przyjdą na lekcje tak ubrani, jak im się… zakazuje. Na przekór, na złość. 

Uczniowie ubrani w „zakazane” ciuchy 

Gdy po 9:00 byliśmy w ogólniaku protest nie rzucał się w oczy. Licealiści chodzili w czerwonych spodniach, dziewczyny w krótkich spódnicach, mocnych makijażach, królowały rozpuszczone włosy, wyciągnęły z szafy bluzki na ramiączkach i ubrały je na swetry.

Chłopaki założyli kolczyki, dziewczyny kwieciste spodnie i spódnice, a i były odsłonięte ramiona. Nie zabrakło farbowanych włosów. Zielony, różowy i fiolet – to, te kolory można było wyłapać w morzu uczniów. Były też koszule „hawajskie”.

Dla kogoś, kto nie wiedział o proteście, taki widok w ogólniaku nie był niczym nadzwyczajnym, bo on był, jest i zapewne będzie na porządku dziennym. Ogólniaki zawsze były znane z tego, że ekspresja uczniów w ubiorze to chleb powszedni.  

Ci, którzy w poniedziałek protestowali, mówili, że dress code w I LO jest atakiem na ich wolność. Tę retorykę nakręcali także politycy z Razem i Wiosny, którzy przez cały weekend nagłaśniali, jak nieżyciowe zasady próbuje wtłoczyć dyrekcja szkoły. 

Plant protestu miał być taki: organizatorzy rano zasiadają do wspólnej rozmowy z dyrektorem Piotrem Wanatem, a w południe następuje kulminacja protestu. Zanim doszło do rozmów na „dywanik” do dyrekcji wezwano Kacpra Dzierżaka, organizatora protestu. 

Ok. 9:30 zaczęły się „właściwe” rozmowy przedstawicieli samorządu uczniowskiego, dyrekcji, przewodniczących pierwszych i drugich klas. Uczestniczyła w nich także Marta Niewczas, była rzeszowska radna, której syn chodził do I LO, także poruszona dress codem.

W „pierwszym” zawsze byli „kolorowi” 

Przed szkołą zaczęły się zbierać tłumy. – Bardzo ją lubię. Mamy bardzo fajnych nauczycieli, ale nie spodobało mi się to, co zostało powiedziane na apelu. Poczułam się dotknięta. Padły słowa, które paść nie powinny – mówiła nam Zuzanna, uczennica pierwszej klasy.

Jej szkolna koleżanka dodawała: – „Pierwsze” wybrałam, bo tu nikt nigdy nie miał problemów z „wyrażaniem siebie”. Nie chcę, by to w jakiś sposób ograniczono. Uczniowie „pierwszego” zawsze byli kolorowi. 

Licealiści chętnie rozmawiali z dziennikarzami, ale nie chcieli podawać swoich nazwisk w obawie przed nauczycielką zemstą. Podkreślali, że nawet nie sam dress code ich oburza, ale to w jaki sposób, dyrekcja szkoły go w piątek obwieściła. 

– Dano nam do zrozumienia, że dziewczyny są obiektami seksualnymi, a chłopaki myślą tylko o jednym – mówiła inna licealistka z pierwszej klasy. Chłopaki zwracali uwagę, że właśnie I LO było dotychczas znane z tego, że mogli „siebie wyrażać”. 

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Lekarstwem sejmik uczniowski 

Przed szkołą pojawili się także jej absolwenci. – Trzeba ludziom dać się wyszaleć, szczególnie, że nie robi się nikomu krzywdy – zwracał uwagę Alek. Sam na protest  przyszedł w długich rozpuszczonych włosach, wzorzystej koszuli i jaskrawych spodniach. 

Uczestnicy protestu czekali na efekty rozmów. Po 12:00 miały się rozpocząć oficjalne wystąpienia organizatorów. Rozmowy się przeciągały. Gdy jeszcze one trwały, do protestujących wyszedł Kacper Dzierżak. Przed oczami miał już ok. 400-osobowy tłum.

– Tak dużo was przyszło – nie mógł się nadziwić. – Nie spodziewałem się tego. Kacper mówił, że z dyrekcją szkoły próbują załagodzić spór i znaleźć rozwiązanie, które będzie satysfakcjonowało obie strony. – Doszliśmy do kompromisu – zakomunikował. 

Na czym ma polegać kompromis? Ma być powołany tzw. sejmik uczniowski, na którym licealiści będą się regularnie spotykać z dyrekcją szkoły i omawiać palące problemy. Jednym z nich jest statut szkoły. Sejmik ma się zbierać co kwartał. 

I LO: wylane żale do absolwentki

W trakcie trwania rozmów salę na chwilę opuściła Iwona Palczak, której nazwisko jest teraz wymieniane przez wszystkie przypadki i okrzyknięto ją nieformalną „twarzą” nowego dress code’u. – „Dziewczyny – im więcej zakrywacie, tym bardziej pociągacie” padły? – pytaliśmy.

– Nie – zapewniała nas wicedyrektor Palczak. Miała żal, że uczniowie „nakręcili” aferę, zrobili burzę w mediach, zamiast przyjść do niej i na spokojnie porozmawiać bez niepotrzebnego rozgłosu, który ogólniakowi tylko szkodzi. Wizerunek I LO mocno ucierpiał. 

Iwona Palczak uważa, że poniedziałkowe spotkanie zostało wymuszone. – To największy problem, że nie odbyło się zaraz po naszym piątkowym wystąpieniu. Nikt się do nas zwrócił, tylko wylał żale do naszej absolwentki – mówiła wicedyrektor I LO. 

Przekonywała nas, że to, czym „żył” przez weekend internet było źle zrozumiane i zinterpretowane. Już po spotkaniu z uczniami w podobny sposób mówił dyrektor Piotr Wanat. – Zupełnie nasze dobre intencje rozjechały się z odbiorem młodzieży – stwierdził. 

– Nie mieliśmy w piątek żadnego sygnału, że coś źle zostało zrozumiane, że wolność uczniów jest ograniczana. Nikt w piątek z takim problemem się nie zgłosił – podkreślał Wanat.

Zapewniał, że na piątkowym apelu nie było mowy o nakazie noszenia staników, a przypisywane mu słowa o „pilnowaniu swoich córek” nie padły. Wanat przyznał, że apel był odpowiedzią na „monity” rodziców, by szkoła zwracała większą uwagę na ubiór uczniów.

Pozycja samorządu wzmocniona

Bo skargi podobno były – pisemne i ustne. Miały dotyczyć noszenia przez dziewczyny wieczorowego makijażu oraz tego, że biustonosze, zamiast pod, noszą na bluzce. Poniedziałkowe rozmowy – jak podkreślali uczniowie – były ważną lekcją demokracji.   

– Poświeciłbym jednak więcej czasu na organizację takiego przedsięwzięcia – mówił nam Kacper Dzierżak. Licealiści uważają, że nawet jeśli burza na temat nowego dress code’u była przesadzona, to była potrzebna. 

– Od dłuższego czasu czuliśmy się ignorowani. Protest stał się kartą przetargową i wzmocnił pozycję samorządu – uważa Kamil Chodur, wiceprzewodniczący Samorządu Uczniowskiego w I LO. Na sobie miał koszulkę z tęczowym napisem: „W szkole nie ma miejsca na seksizm”.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama