Zdjęcie: Ewa Szyfner / Rzeszów News

Dzisiaj odbyło się bardzo burzliwe posiedzenie Komisji Gospodarki Przestrzennej Rady Miasta Rzeszowa. Wzięło w nim udział wielu mieszkańców z dawnych terenów przyłączonych do Rzeszowa.

Jest to ciąg dalszy sprawy budowy i przebiegu dróg na terenach przyłączonych do Rzeszowa. Przybyli mieszkańcy reprezentowali około pół tysiąca zbulwersowanych nowych obywateli stolicy województwa, którzy są oburzeni planami miasta w kwestii lokalizacji nowych dróg w Rzeszowie. Krótko mówiąc ci nowi mieszkańcy nie chcą obwodnicy pod oknami.

Nie przekonuje ich argument, że miasto musi się rozwijać. Pytają, dlaczego ich kosztem. Dominowała rozpacz, bo mają świadomość, że będą musi żyć obok ruchliwych dróg. A nie tak miało to wyglądać.

Owszem, będą składać protesty, ale przy braku alternatywnej lokalizacji drogi te protesty prawdopodobnie będą odrzucone. Wszystko zatem odbędzie się zgodnie z prawem. Tylko czy zgodnie z dawnymi obietnicami o spokojnym i cichym osiedlu po przyłączeniu do miasta?

Część domów zostanie wyburzonych, ale wiele pozostanie przy nowej ruchliwej ulicy. Ludzie naprawdę czują się oszukani, są zrozpaczeni i w czarnych barwach widzą przyszłość swoją i najbliższych.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Temat ten wkrótce trafi na sesję Rady Miasta i wtedy radni będą musieli podjąć decyzję. Dzisiaj trudno przewidzieć, jak zagłosuje większość, tym bardziej że w perspektywie będzie możliwość pozyskania dużych pieniędzy unijnych i radni staną przed dylematem – na pewno sprawa zdobycia tak ogromnych funduszy zewnętrznych na inwestycję nie będzie bez znaczenia.

Potem będzie można wykazać, że wbudowano w nowe osiedle potężne pieniądze. Tylko ludzie jakoś będą musieli żyć z czteropasmową obwodnicą za oknami. Jak to powiedział dzisiaj po posiedzeniu Komisji jeden z radnych „Pozostaną im marzenia z dawnych czasów o cichym osiedlu po przyłączeniu do Rzeszowa”.

Jestem przekonany, że takich tragedii można było uniknąć, gdyby wcześniej szczerze i uczciwie porozmawiać z tymi ludźmi. Może nawet dałoby się znaleźć lepszą trasę przebiegu nowej drogi. Może niektórzy mieszkańcy nie budowaliby się w tej okolicy, wiedząc o planach inwestycyjnych. Może z pewnych pomysłów miasto by się wycofało.

Niestety, dzisiaj mam odczucie przegranej sprawy. Zabrakło bowiem wcześniejszych spotkań i ustaleń. Tak, jak dzieje się w innych miastach. Bo gdy ludzie wiedzą, co ich czeka, gdy czują się szanowani i poważani, to wtedy rzeczywiście mają poczucie przynależności i budowy swojego miasta, poczucie podmiotowości a nie przedmiotowości. Poczucie bycia wysłuchanym. Poczucie, że władza się z nimi liczy i że ta władza ma im służyć dla ich dobra.

Tutaj czegoś zabrakło.

Reklama