Zuzanna G. po strzelaninie na Siemiradzkiego: boję się zemsty, chcę opuścić Polskę

Wstrząsające zeznania Zuzanny G., postrzelonej w bloku na ulicy Siemiradzkiego w Rzeszowie. 25-latka traumę będzie przeżywała do końca życia.

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Piątek, 30 czerwca, Sąd Okręgowy w Rzeszowie, sala nr 218, największa w sądzie, gdzie sądzeni są najpoważniejsi przestępcy. Tam odbywa się proces dwóch 25-latków: Sebastiana S. i Mateusza M. Byli w związku. To oni odpowiadają za usiłowanie zabójstwa Zuzanny G. 

Zuzanna ma 25 lat, cudem przeżyła wydarzenia z 15 lipca 2022 roku. Feralnego dnia przyszła z rodzicami na ulicę Siemiradzkiego. W bloku nr 5 na czwartym piętrze mieli odebrać środkowe mieszkanie. S. i jego „dziki” lokator M. zajmowali je od czerwca 2020 r.

Obaj miel się wyprowadzić. Matka Zuzanny bezskutecznie od maja prosiła Sebastiana S., by opuścił mieszkanie. Ignorował telefony, nie odpowiadał na wiadomości SMS. Rodzice młodej kobiety postanowili wejść do mieszkania. Przyszedł z nimi ślusarz rozwiercić zamki. 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Krwawy odbiór mieszkania

O tym, jak skończyła się próba odebrania mieszkania przez rodzinę G., mówiła przez wiele dni cała Polska. Sebastian S. strzelił do Zuzanny G. z broni palnej (miał na nią pozwolenie), a Mateusz M. spryskał gazem pieprzowym rodziców kobiety i ślusarza. 

Zuzanna w tym czasie wszystko nagrywała telefonem komórkowym. Była tam na prośbę swoich rodziców, którzy nie mogli się doprosić o zwrot mieszkania. Zuzanna miała w nim zamieszkać od lipca. Dziś nie chce na to mieszkanie patrzeć. Nie jest w stanie. 

Proces Sebastiana S. i Mateusza M. ruszył 26 maja, po czterech miesiącach od skierowania przeciwko nim do sądu akt oskarżenia przez prokuratora Arkadiusza Jarosza z Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. Jarosz chce udowodnić, że sprawcy zaplanowali krwawe zajście. 

Ich obrońcy starają się przekonać sąd, że oskarżeni nie wiedzieli, kto feralnego dnia pukał do drzwi, obawiali się… włamywaczy. Wszystko się rozgrywało ok. godz. 17:00, czyli było jasno. Sebastian S. twierdzi, że działał w obronie koniecznej. 

Nie widzieć sprawców

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

W piątek Sebastian S. i Mateusz M., drugiego dnia rozprawy, nie spotkali się twarzą w twarz z Zuzanną. To ona nie chciała ich widzieć. Pełnomocnik kobiety Bartosz Opaliński zawnioskował, by 25-latkowie, na czas zeznań Zuzanny, opuścili salę. 

– Kobieta przeżywa traumę. Widok oskarżonych jest dla niej dodatkowym stresem – mówił nam przed rozpoczęciem rozprawy mec. Opaliński. 

Rzeczywiście, na korytarzu spotykamy Zuzannę. Towarzyszy jej matka. Z Zuzanną jest psycholożka. W jej obecności, 25-latka będzie składała zeznania. Zuzanna, blondynka z długimi włosami, jest w ogromnym stresie, ucieka wzrokiem, głowę ma spuszczoną. 

– Jest ciężko – powie mi tylko.

Kuleje do dzisiaj. Kula, która utkwiła w okolicach jej kręgosłupa i została wyciągnięta po trzech ciężkich operacjach, sparaliżowała jej także codzienne życie: kobieta nie może wrócić do pracy, na studia, przechodzi kosztowną rehabilitację – 200 zł za godzinę. 

Dość życia na czyjś koszt

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Dramatem Zuzanny przejęli się działacze Ruchu Obywatelskiego „Zjednoczeni Wynajmujący”. Śledzą proces sprawców. Byli w piątek w sądzie. – Jesteśmy głęboko wstrząśnięci tym, co spotkało panią Zuzannę – mówił nam Ryszard Kowolik.  

Na „czarnej liście” ruchu, który odnotowuje przypadki „dzikiego” zajmowania mieszkań, jest ok. 70 tys. osób. Nie płacą za czynsz, media, wykorzystują dziury w prawie, które daje ochronę przed eksmisją osobom „szczególnie chronionym”. Nawet komornicy są bezradni. 

„Zjednoczeni Wynajmujący” postulują, by każdy, kto w Polsce chce wynająć mieszkanie, przedstawiał referencje, że nie jest „problematycznym” lokatorem. Ruch do tego przekonuje Ministerstwo Rozwoju, bo Ministerstwo Sprawiedliwości umyło ręce. 

Ryszard Kowolik sam walczy z takimi lokatorami. Z mieszkania, które ma w Myszkowie na Śląsku, od 2,5 roku nie może wyprosić ojca i syna, którzy mieszkanie zadłużyli mu już na ok. 50 tys. zł. Kowolik nie jest w stanie się ich pozbyć. Prawo mu nie pomaga. 

– Po zdarzeniu z udziałem pani Zuzanny, właściciele mieszkań nie chcą ryzykować zdrowia i życia. Coraz częściej boją się – twierdzi Ryszard Kowolik. W Polsce wynajmowanych jest 2 mln mieszkań, prawie drugie tyle to pustostany. 

Ruch, którym kieruje Kowolik, zamierza zorganizować zbiórkę na pokrycie kosztów rehabilitacji 25-latki. Do akcji chce zachęcić podobne środowiska lokatorskie. – Potrzeba miesięcznie ok. 3000 zł – ocenia Ryszard Kowolik.

Oskarżeni wyprowadzeni

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Wróćmy do procesu. Prokurator Arkadiusz Jarosz jeszcze przed wejściem na salę rozpraw: – Ta historia odbije się w polskiej kryminalistyce – mówi nam. Bo nigdy wcześniej lokator nie użył broni wobec właściciela mieszkania. To pierwszy taki przypadek w Polsce.

Policjanci przyprowadzają na salę skutych Sebastiana S. i Mateusza M. Pięcioosobowemu składowi sędziowskiemu przewodniczy Marzena Ossolińska-Plęs, sędzia z dużym doświadczeniem. W składzie jest także sędzia Marcin Świerk. 

Sędziowie się naradzają. Nie mają wątpliwości, że Zuzanna G. do sali wejdzie tylko wtedy, gdy Sebastiana S. i Mateusza M. w niej nie będzie. Policjanci wyprowadzają oskarżonych. Zuzanna wchodzi do sali powolnym krokiem, błądzi wzrokiem. Siada wśród publiczności. 

I tam już zostanie przez najbliższe dwie godziny, nie jest w stanie podejść do bramki. Obok Zuzanny jest psycholożka, robi notatki. Ma reagować, gdyby 25-latka potrzebowała pomocy i nie uniosłaby stresu związanego ze składaniem zeznań. 

Zuzanna nie chce zeznawać. – To dla mnie traumatyczne. Proszę o odczytanie zeznań, które już składałam [w prokuraturze] – zwraca się do sądu. 

Sędzia Marzena Ossolińska-Plęs otacza Zuzannę niesamowitą troską. Ciepłym, spokojnym tonem namawia ją, by powiedziała to, co pamięta. – Powoli, bez stresu. Jest w razie czego psycholog – argumentuje sędzia. Zuzanna, z trudem, ale się przełamuje. 

Przez kolejne minuty mówi, że na Siemiradzkiego pojawiła się z chłopakiem, był też jej siostrzeniec i jego znajomy. Zostali przed blokiem, gdyby mieli pomóc w wynoszeniu mebli z piwnicy do mieszkania. Zuzanna poszła na górę z rodzicami i ślusarzem. 

Matka będzie mieć problemy

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Przed krwawymi wydarzeniami, 25-latka, na prośbę matki, zadzwoniła do Sebastiana S., by się dowiedzieć, co z jego wyprowadzką. – Był zdenerwowany, agresywny. Nie zgadzał się na wypowiedzenie najmu mieszkania – wspominała rozmowę Zuzanna. 

Rozmowa była krótka. Po kilku dniach, Sebastian S. sam do niej zadzwonił. Zuzanna była wtedy w pracy, zatrudniona w firmie tytoniowej w jednej z rzeszowskich galerii handlowych, obsługiwała klientów. To było jej główne zajęcie. 

„Możemy tutaj mieszkać jeszcze trzy lata. Czy twoja matka chce mieć problemy na stare lata?” – usłyszała w telefonie Zuzanna. „Jeżeli siłą wejdziecie do mieszkania, to też użyję siły” – zagroził. Przestraszona Zuzanna z matką poszła na policję zgłosić groźby. 

– Niestety, nie uzyskałyśmy żadnej pomocy. Na policji usłyszałam, że takie słowa nie są groźbami, bo nikt nam nie groził śmiercią – zeznawała Zuzanna. Po rozmowie wysłała Sebastianowi S. SMS, że to, co jej powiedział, chce mieć na piśmie. 

Ogromny huk i krzyk

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Zuzanna nigdy wcześniej na oczy nie widziała Sebastiana S. Nie wiedziała do końca, jak się nazywa. Myślała, że na nazwisko ma „Szczurek”, co potem próbowali wykorzystać obrońcy oskarżonych, by wykazać, że 25-latka plącze się w zeznaniach i jest niewiarygodna.

Przyszedł moment wizyty w mieszkaniu. Przed drzwiami Zuzanna wyciągnęła telefon, włączyła nagrywanie, jej matka prosiła o otwarcie drzwi. Cisza. Ślusarz schylił się, by rozwiercić zamek. Wtedy Sebastian S. i Mateusz M. otworzyli drzwi. 

– Jeden z nich wycelował w moją stronę broń. Nagle był ogromny huk, krzyk. Poczułam tylko ból w brzuchu i ręce. Zbiegłam, a za mną tata. Na ostatnich schodach przewróciłam się, nie mogłam ustać – wspominała zdarzenie sprzed roku Zuzanna. 

Zdążyła jeszcze zobaczyć ratowników medycznych, którzy przyjechali na miejsce. Potem obudziła się już w szpitalu na Lwowskiej, gdzie przeszła trzy operacje. – W dalszym ciągu bolą mnie plecy, kręgosłup, w którym utkwiła kula – zeznawała 25-latka. 

Straciła zaufanie do ludzi

I dalej mówiła, z czym przyszło jej teraz żyć – nie może wrócić do pracy, na studia, które przerwała w 2020 roku. Zuzanna studiowała grafikę na Uniwersytecie Rzeszowskim, po trzech latach zrobiła sobie przerwę, by zarobić na życie. Chciała wrócić do nauki. 

Bolesna rehabilitacja, żaden większy wysiłek fizyczny, niemożność długiego stania, siedzenia, znajomi się odsunęli, bo sami nie wiedzą, jak mogliby pomóc, co powiedzieć – tak dziś wygląda życie 25-latki, która sama unika ludzi. – Straciłam też do nich zaufanie. 

– Obawiam się zemsty oskarżonych, ich znajomych, za to, że [sprawcy] będą w więzieniu. Nie wyobrażam sobie mieszkać w Rzeszowie, w Polsce. Nie widzę tu dla siebie przyszłości, sprawcy też kiedyś wyjdą na wolność – zeznawała drżącym głosem Zuzanna.

W snach te same obrazy

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Traumatyczny był dla niej także pobyt w szpitalu. Lekarze nie dawali jej za dużo szans na przeżycie, ostrzegali Zuzannę, że operacja wyciagnięcia kuli może się dla niej skończyć tym, że nigdy nie stanie już na nogi. Zuzanna na operację jednak się zgodziła. 

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

– Nikt niczego nie był mi w stanie obiecać po operacji. Najbardziej traumatyczne przeżycia mam z OIOM-u. W śpiączce miałam sny, wydarzenia się ciągnęły. Gdy mnie wybudzono, myślałam, że lekarze chcą mi zrobić krzywdę – zeznawała dalej 25-latka. 

Po wybudzeniu nie miała wsparcia psychologa, nie była w stanie uwierzyć, co przeszła. – Każdy stukot na OIOM-ie był dla mnie przerażający. Myślałam, że ktoś chce się włamać i dalej mnie krzywdzić. Ciągle w snach mam te same obrazy – zeznawała Zuzanna. 

Po ponad miesięcznym pobycie w szpitalu, 25-latka wciąż nie może dojść do siebie, jest na diecie, zmaga się z biegunką, o uprawianiu sportu może zapomnieć, nawet schylanie sprawia jej ogromny ból, czy chodzenie po schodach w domu, straciła czucie w nodze.

– Musiałam się nauczyć chodzić od nowa – mówiła w sądzie Zuzanna.

Rana na plecach po operacji wyciągnięcia kuli wciąż się nie zagoiła. Lekarze nie są w stanie stwierdzić, kiedy będzie to możliwe. Zuzanna cały czas jest pod opieką psychologiczną. Pasji swoich długo nie zrealizuje – chciała zostać tatuażystką. 

Po co do niego dzwoniła?

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

W ogień pytań wzięli ją obrońcy oskarżonych. Mec. Bartosz Rogala, adwokat Mateusza M., dociekał, kiedy 25-latka dowiedziała się o umowie najmu mieszkania na Siemiradzkiego. Zuzanna nie pamiętała. Nie pamiętała też, od kiedy mieszkanie zajmował Sebastian S.

Obrońca M. próbował się też dowiedzieć, kiedy Zuzanna już wiedziała, że ma zamieszkać na Siemiradzkiego. W maju, dwa miesiącem przed krwawym zdarzeniem, od matki usłyszała, że zamierza rozwiązać umowę z Sebastianem S. 

Mec. Rogala dociskał Zuzannę, by powiedziała, co dokładnie jej matka pisała w SMS-ach do S., gdy informowała go o konieczności zwolnienia mieszkania. – To była prośba? Żądanie? – dopytywał adwokat. – Prośba – odpowiadała 25-latka.

Rogala pytał ją również, czy matka konsultowała z nią sposób rozwiązania umowy. Zuzanna mówiła, że nie. – To w jakim celu dzwoniła pani do Sebastiana S.? – dopytywał. Odpowiedź była prosta. S. od matki 25-latki nie odbierał telefonu, matka poprosiła córkę o pomoc. 

– A podała cel kontaktu? – mec. Rogala nie odpuszczał. Zuzanna nie pamiętała. – To po co pani dzwoniła? – drążył adwokat. – Dowiedzieć się, czy [S.] wie o wiadomościach mojej mamy – odpowiadała kobieta.

„Ch…” w emocjach i z lęku 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Rogala próbował złapać Zuzannę na nieścisłościach, gdy mówiła najpierw, że nie wiedziała, po co ma dzwonić do Sebastiana S., a potem pytała go o wiadomości od swojej matki. – Mama najwidoczniej w jakimś momencie mi o tym powiedziała – odpowiadała 25-latka.

– Czy mama powiedziała pani, czego te wiadomości dotyczyły? – pytał Rogala. – Nie pamiętam – odpowiadała Zuzanna. Nie pamiętała też, czy komuś mówiła o rozmowie z Sebastianem S. – A pamięta pani, jak go nazywała? – pytał dalej mec. Rogala. – Nie. 

Rogala poprosił wtedy sąd, by sięgnął do akt sprawy, w których zabezpieczone są m.in. treści SMS-ów z telefonu Zuzanny. W jednym z nich 25-latka nazwała S. „ch…m”. Zuzanna taką wiadomość wysłała do przyjaciółki. – To było w ogromnych emocjach – broniła się.

– Dlaczego nazwała pani S. „ch…em”? – dociekał Rogala.

Wzburzony prokurator Arkadiusz Jarosz aż wstał. – Co to ma wspólnego ze sprawą? – zaprotestował. Postawa Jarosza nie spodobała się sędzi Marzenie Ossolińskiej-Plęs. – Czy udzieliłam panu głos? Proszę usiąść – napominała go. Sędzia pytania obrońcy nie uchyliła.

– Miałam w sobie emocje i lęk – odpowiadała Zuzanna.

Pytania o utratę pamięci

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Ale sędzia Ossolińska-Plęs napominała także Bartosza Rogalę: „Do brzegu, panie mecenasie”. Rogala zszedł na wątek lęków 25-latki, próbował je umniejszać. – Bała się pani zadzwonić [do S.]? – pytał. Sędzia Ossolińska-Plęs uchyliła jednak to pytanie.

Rogala skupił się na „pamięci” Zuzanny. – Od kiedy zaczęła ją pani tracić? – pytał. – Miesiąc przed zdarzeniem – odpowiadała 25-latka. – Kiedy rozpoczął się proces niepamięci? – drążył dalej obrońca. – Gdy obudziłam się na OIOM-ie – zeznawała Zuzanna.

– Jak wyglądał proces zapominania? – dociskał Rogala. – Po obudzeniu nic nie pamiętałam – odpowiadała 25-latka. – Potem pamięć wróciła na potrzeby zeznań – dodawała. – Ktoś pani w tym pomagał? – Rogala zasugerował, że Zuzannie zeznania podyktowano. 

– Sama wszystko sobie przypominałam. Wszystko do mnie wracało – zeznawała 25-latka.

„Szczurek”, czy S.? 

Adwokat łapał ją na innych nieścisłościach. Że nie widziała do końca, jak S. ma na nazwisko, a jednocześnie, szukając na jego temat informacji na Facebooku, posługiwała się właściwym nazwiskiem. Na to zareagowała sędzia Ossolińska-Plęs: – A konkretne pytanie? 

– Znała pani Sebastiana S.? – pytał Bartosz Rogala. – Nigdy osobiście – broniła się Zuzanna, a profil S. na Facebooku sprawdziła na prośbę matki. – Jakie nazwisko? – nie ustępował Rogala. – Jakie to ma znaczenie? – zniecierpliwiła się sędzia Ossolińska-Plęs.

– Zeznania są całkowicie rozbieżne – odpowiadał Rogala. – Jakie ma znaczenie, czy  „Szczurek”, czy S.? – dziwiła się sędzia. – Dla wiarygodności zeznań pokrzywdzonych – argumentował obrońca. – W jakim sensie? – nie mogła pojąć Marzena Ossolińska-Plęs. 

– Zarówno w przebiegu zdarzenia, jak również cierpień, jakie pokrzywdzona doznała – Rogala przekonywał sąd, że zeznania Zuzanny są skrajnie różne. – Używanie nazwiska „Szczurek” rzutuje na stan zdrowia? – sędzia udowodniała absurdalność pytań obrońcy. 

– Chodzi o wiarygodność zeznań – odpowiadał Bartosz Rogala. 

Rozbieżności sąd oceni 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Marzena Ossolińska-Plęs nie dała się wpędzić w kozi róg. – Wiarygodność zeznań świadka ocenia sąd – przypominała. Rogala stwierdził, że „Szczurek” jest określeniem… pejoratywnym i świadczy o tym, jakie… nastawienie Zuzanna miała do Sebastiana S. 

– Chyba się nie dogadamy – stwierdziła Ossolińska-Plęs. – Konkretne pytanie – napominała sędzia. – Kogo pani sprawdzała w portalu społecznościowym? – uczepił się Rogala. – Osobę, o którą prosiła moja mama – mówiła 25-latka. – „Szczurek”, czy S.? – powtarzał adwokat.

– Nie pamiętam – stwierdziła już zdezorientowana Zuzanna.

Bartosz Rogala wrócił jeszcze do zdarzenia z 15 lipca. – Poczuła pani gaz? – pytał. – Tak, nie mogłam oddychać, poczułam swędzeniu w oku – zeznawała kobieta. – Kto się koło pani znajdował? – pytał adwokat. – To już wiemy – zareagowała sędzia Ossolińska-Plęs.

– Mamy rozbieżność – przekonywał Rogala. – Sąd to oceni – tym razem zareagował sędzia Marcin Świerk. Adwokat w końcu odpuścił. Zapytał na koniec Zuzannę, czy miała kiedykolwiek kontakt z Mateuszem M. – Nie – odpowiadała 25-latka. 

Jaka świadomość Zuzanny?

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Mec. Andrzej Mucha, obrońca Sebastiana S., także chciał się dowiedzieć, po co Zuzanna na Facebooku sprawdzała oskarżonego i czy wiedziała, że S. wynajął już nowe mieszkanie, jeszcze przed wyprowadzką z Siemiradzkiego. – Nie pamiętam – odpowiadała kobieta.

Sędzia Ossolińska-Plęs dziwiła się wiele razy podczas piątkowego procesu, także wtedy gdy obrońcy oskarżonych próbowali się dowiedzieć od Zuzanny, czy widziała umowę najmu mieszkania jej rodziców, jak miała być rozwiązana i czy wypowiedzenie było skuteczne.

– Jakie to ma znaczenie? – znów zapytała sędzia. – Chodzi ustalenie o świadomości świadka, w jakim celu gdzieś się udaje, i czy wie, czy umowa jest skutecznie wypowiedziana, czy jeszcze nie – przekonywał Mucha. – Mieliśmy obejrzeć mieszkanie – powtarzała Zuzanna.

Sąd to nie targ, prokuratorze

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Na pytania obrońców zareagował też prokurator Arkadiusz Jarosz. Jego zdaniem, one do sprawy również niczego nie wnoszą. Sędzi Ossolińskiej-Plęs znów nie spodobało się, że Jarosz zabiera głos bez zgody sądu. – Proszę usiąść – przywoływała go do porządku. 

Prokurator Jarosz zarzucił sądowi, że ogranicza mu prawo w roli procesowej. – Nie jest metodą wstawanie i wchodzenie w słowo osobie, która jeszcze nie skończyła pytania. To sąd, a nie targ – Ossolińska-Plęs apelowała do Jarosza o powściągliwość.

– Pytanie można zasygnalizować, a nie strzelać, jak Kałasznikow. Pan ma obowiązek brać czynny udział w rozprawie, ale zachowujmy jakieś reguły – poinstruowała go na koniec.

Mieli prawo się bronić

Obrońcy oskarżonych na kolejnych rozprawach będą wykazywać, że Zuzanna G. i jej rodzice chcieli siłą wejść do mieszkania, lokatorzy ich nie rozpoznali, a więc mieli prawo się bronić. W piątek sąd przesłuchał także chłopaka Zuzanny i jej znajomego.

Na wyrok w tej szokującej sprawie trzeba jeszcze chwilę poczekać. Sebastianowi S. i Mateuszowi M. grozi nawet dożywotnie więzienie. Do usiłowania zabójstwa 25-latki się nie przyznają. Nie byli wcześniej karani. 

 

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl

Reklama