Dr Tomasz Stącel, rzeszowski kardiochirurg, był jednym z pięciu specjalistów, którzy wzięli udział w pierwszym w Polsce jednoczesnym przeszczepie obu płuc i wątroby, który zakończył się sukcesem.
Kiedy politycy w kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu prześcigali się w obietnicach i deklaracjach, w Zabrzu na Śląsku 11 września lekarze z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. A. Mielęckiego w Katowicach oraz Śląskiego Centrum Chorób Serca uratowali życie 21-letniemu Rafałowi, chorującemu na mukowiscydozę.
W wyniku choroby u młodego mężczyzny doszło do nieodwracalnych uszkodzeń płuc oraz ciężkich zaburzeń metabolicznych. Jedyną nadzieją dla Rafała na przeżycie był przeszczep obu płuc i wątroby. Ryzyko śmierci w trakcie operacji lub powikłań pooperacyjnych było mniejsze, niż szansa na to, że chłopak bez operacji będzie żył jeszcze przez rok.
Operacja, którą przeprowadził zespól lekarzy w składzie: Robert Król, Maciej Urlik, Tomasz Stącel, Mirosław Nęcki i Marek Ochman, trwała 14 godzin i zakończyła się sukcesem. Chłopak żyje, ma się dobrze i za niedługo wyjdzie ze szpitala.
Można powiedzieć, że lekarze ze Śląska dokonali swego rodzaju cudu, dając młodemu chłopakowi szansę na normalne życie. Na życie w ogóle. Warto też dodać, że tego typu przeszczepy to rzadkość – na całym świcie wykonano ich do tej pory około 80, w Polsce po raz pierwszy właśnie w Zabrzu.
Rzeszów też jest dumny
Z tego niezwykłego sukcesu dumna jest cała Polska, czego dowodem są liczne publikacje w ogólnopolskich mediach. Z tego powodu szczególnie powinien być dumny także Rzeszów, ponieważ jeden z kardiochirurgów uczestniczących w przeszczepie pochodzi ze stolicy Podkarpacia.
Chodzi konkretnie o dr Tomasza Stącela. Ten 44-letni dziś już doktor nauk medycznych o specjalności kardiochirurgia i z rozpoczętą specjalizacją transplantologia kliniczna, ukończył I Liceum Ogólnokształcące w Rzeszowie, a następnie Śląską Akademię Medyczną w Katowicach, wydział lekarski w Zabrzu.
Po studiach dr Stącel kształcił się pod okiem jednego z Honorowych Obywatela Miasta Rzeszowa, prof. Kazimierza Widenki, wybitnego kardiochirurga, „ojca” rzeszowskiej kardiochirurgii.
Dr Tomasz Stącel poznał prof. Widenkę w 2003 roku, gdy rozpoczął specjalizację w Klinice Kardiochirurgii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach-Ochojcu. Prof. Widenka był wówczas szefem śląskiej kliniki.
Tu warto nadmienić, że rzeszowska kardiochirurgia w 2003 roku dopiero była w planach. Udało się ją uruchomić w 2006 roku. I to właśnie wtedy dr Tomasz Stącel ponownie wrócił do Rzeszowa, aby dalej kształcić się pod okiem prof. Widenki, który został wówczas szefem rzeszowskiej kardiochirurgii w Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2.
„Tomek, poradzisz sobie”
U boku wybitnego i znanego profesora dr Stącel pracował do 2017 roku. Później przeniósł się do Zabrza, gdzie podjął pracę w Śląskim Centrum Chorób Serca. Ściągnął go tam jego przyjaciel doc. Marek Ochman, gdy śląski zespół transplantologów przeniósł się do Gdańska, a Zabrze zostało bez specjalistów.
– Gdy dostałem propozycję pracy w Zabrzu, pierwsze kroki skierowałem do prof. Widenki, aby zapytać go, co o tym sądzi. Do dziś pamiętam, co mi powiedział: „Tomek, znam cię, wiem, że sobie poradzisz. Zawsze będę cię wspierał” – wspomina ten moment dziś w rozmowie z nami dr Tomasz Stącel.
– Do dziś z prof. Widenką mam kontakt. Po operacji Rafała, w pierwszej chwili po wyjściu z sali operacyjnej, zadzwoniłem do profesora i powiedziałem mu, że wszystko poszło dobrze, że czekamy na wyniki. Nawet teraz, jak pacjent wychodzi, to mu dałem znać. Z wielką atencją podchodzę do prof. Widenki i myślę, że tak będzie już zawsze – dodaje.
Dr Stącel uważa, że miał duże szczęście, trafiając już na początku swojej ścieżki zawodowej na tak wybitnego kardiochirurga, który szkolił się m.in. w USA. Już od samego początku był pod wrażeniem kunsztu chirurgicznego prof. Widenki oraz tego, jaki miał stosunek do pacjentów – zawsze traktował ich przyjaźnie i z ogromnym szacunkiem.
Wykrzesali ostatnie siły
Wychowanek prof. Widenki w trakcie wielonarządowego przeszczepu u 21-letniego Rafała odpowiadał za przeszczep lewego płuca. Prawym zajął się dr Maciej Urlik, który był pomysłodawcą wykonania całej operacji.
To, co było najtrudniejsze w całej operacji to walka z czasem. Sam przeszczep trwał długo, bo aż 14 godzin. – Zwykle same płuca „robi się” od 8 do 10 godzin. My u Rafała „zrobiliśmy” oba płuca w 6 godzin. Takich krótkich czasów nie mieliśmy praktycznie nigdy, ale byliśmy bardzo zmobilizowani, aby czas operacji skrócić maksymalnie – mówi dr Stącel.
Sprawy nie ułatwiał także fakt, że Rafał, gdy trafił do ŚCCS, był w fatalnej kondycji. Przy ponad 170 cm wzrostu ważył zaledwie 40 kg. – Skóra i kości. Nic więcej nie było. Gdyby krwawił po operacji, gdyby „wysiadły” nerki, Rafał nie przeżyłby operacji i okresu pooperacyjnego – wyjaśnia dr Stącel.
– Waga problemu, z którym musieliśmy się zmierzyć, wykrzesała w nas takie siły, że udało nam się jednak na koniec osiągnąć sukces – dodaje.
Nadzieja dla chorych
W operacji wykorzystano metodę mało inwazyjną, czyli taką, z której słynie prof. Kazimierz Widenka. – Operacja była wykonana z torakotomii bocznej, czyli nie przecinaliśmy mostka. To było ważne w kontekście późniejszej rehabilitacji, wczesnego uruchomienia, zmniejszenia bólu u pacjenta – wyjaśnia dr Stącel.
Wielonarządowy przeszczep u Rafała zespół transplantologów z Zabrza ocenił jako niezwykle skuteczną metodą leczenia chorych na mukowiscydozę, dającą im możliwość wieloletniego przeżycia.
Specjaliści ze śląskiego Centrum oceniają, że w Polsce około 20 chorych na tę chorobę potrzebuje przeszczepu płuc. Niemniej jednak mają oni nadzieje, że trwające obecnie prace nad lekami znacznie wydłużą życie chorych na mukowiscydozę.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl