Zdjęcie: Youtube.com / Zbigniew Stonoga

Policjanci napadli na kantor, a kolejni, którzy przyjechali, chcieli chronić swoich kolegów – taką tezę stawia właściciel kantoru „Kantor 24” w Rzeszowie. – Manipulacja – odpowiada policja. 

W piątek, 7 lutego, na kanale Zbigniewa Stonogi w serwisie Youtube zamieszczono nagranie właściciela kantoru „Kantor 24”, który w około 20-minutowym filmie opowiada swoją wersję z fikcyjnego, jak się okazało, napadu z bronią na kantor przy ul. Asnyka, do którego miało dojść wieczorem 23 stycznia br. 

Jak informowaliśmy, cała akcja policjantów, którzy tamtego wieczoru, ok. godz. 21:00, zostali postawieni na nogi, skończyła się kuriozalnie. Okazało się, że żadnego napadu nie było, że doszło do pomyłki, że policjanci zostali wezwani do ujęcia sprawców i mieli zatrzymać… policjantów w cywilu. 

Płacę podatki do Skarbu Państwa 

Tymczasem sprawa nie zakończyła się na żartach i pośmiewisku, jakie sobie w komentarzach urządzili internauci, szydząc z rzeszowskich policjantów, że dali się nabrać na zgłoszenie przestępstwa, którego w rzeczywistości nie było. Właściciel kantoru (obywatel Polski ukraińskiego pochodzenia) przedstawia zupełnie inny obraz styczniowych wydarzeń. 

Nagranie, jakie trafiło do internetu, zaczyna się od momentu, gdy na filmie najpierw widać wyjeżdżający z prywatnego parkingu kantoru czarny samochód. Do auta podchodzi dwóch zakapturzonych mężczyzn – jeden od strony kierowcy, drugi od strony pasażera. Obaj okażą się policjantami. Właściciel kantoru nazywa ich „napastnikami” i „oprawcami”. 

Jeden z „oprawców” otwiera drzwi kierowcy, „oprawca” zdejmuje kaptur. Właściciel kantoru twierdzi, że jego pracownik został spryskany gazem pieprzowym. Kierowca wyskakuje z auta, jest silniejszy od „oprawcy”, okłada go pięściami, samochód wtedy rusza, drugi z „oprawców” doskakuje, by pomóc swojemu koledze. Dochodzi do szarpaniny. 

W pewnym momencie jeden z „napastników” wyciąga broń i ją przeładowuje. Policja potem stwierdzi, że nie została użyta. Później mamy długą przemowę właściciela kantoru, który opowiada, jak dowiedział się o „napadzie”. Nagranie jest przerywane krótkimi filmami z telefonów komórkowych, które sam robił, gdy przyjechał i jego współpracownicy. 

„Nie po to wpłacam podatki do Skarbu Państwa, żeby policjanci z Rzeszowa zachowywali się wobec mnie i moich pracowników, jak wobec przestępców” – mówi na samym końcu nagrania właściciel kantoru. On sam twierdzi, że jego pracownicy (w aucie były cztery osoby, w tym dwie kobiety niezwiązane z kantorem) zostali napadnięci. 

https://www.youtube.com/watch?v=e2P_4S6lTj8&feature=emb_title

Bał się o życie i zdrowie pracowników 

Przedsiębiorca opowiada, że kierowca auta zdołał się wyrwać „oprawcom” i podbiegł do kantoru, by włączyć sygnał o napadzie. Tego akurat na nagraniu nie widać. Drugi pracownik wyszedł z auta i zaczął biec w kierunku przydworcowego komisariatu policji, prosząc o pomoc. Kierowca w tym czasie nadal szarpał się z „oprawcami”.

Spanikowane kobiety, które zostały w samochodzie, wezwały policję, twierdząc, że zostali napadnięci, a sprawcy mają broń. Jeszcze wtedy nie wiadomo, kim są „oprawcy”. Kierowca ucieka na drugą stronę ulicy. Wtedy przyjeżdża pierwszy z kilkunastu radiowozów i zaczyna się wyjaśnianie, co się właściwie stało przy kantorze i dlaczego. 

Na miejscu pojawia się właściciel kantoru, którego pracownicy powiadomili, że był napad. Przyjechał ze swoim współpracownikiem. W radiowozie jest wtedy jeden z pracowników kantoru. Przedsiębiorca próbuje się dowiedzieć, jak to możliwe, że zatrzymano osobę, która wzywała pomocy. „Bałem się o życie i zdrowie moich pracowników” – mówi na nagraniu.

„Zachowywali się, jak do przestępców”

Właściciel kantoru sam też zgłasza policji, że był napad. Twierdzi, że kilka dni wcześniej w sąsiedztwie kantoru był napad na lombard i uczulił swoich pracowników, by byli ostrożni, gdy przewożą gotówkę z kantoru do innego punktu. Tak też miało być 23 stycznia. Na miejscu pojawiają się także dwie karetki pogotowia ratunkowego. 

Przedsiębiorca mówi, że prosi policjantów, którzy przyjechali, by zatrzymali „oprawców”. Wtedy słyszy, że „oprawcami” są… policjanci. Zażądał od nich, by się wylegitymowali. Tak się jednak nie stało. Przedsiębiorca pyta, co się dzieje z jego pracownikiem. „Wtedy zorientowałem się, że jesteśmy uczestnikami dziwnej sytuacji” – mówi właściciel kantoru. 

Kobiety, które były w aucie, prosi by całe zajście nagrywały telefonami, robią to także pracownicy kantoru. „Zaniepokoiło mnie to, że policjanci zachowywali się wobec mnie i moich pracowników nie jak do pokrzywdzonych obywateli Rzeczpospolitej, a jak do przestępców” – twierdzi na nagraniu przedsiębiorca. 

Na urywku nagrania z telefonu widać, że właściciel kantoru podchodzi do radiowozu z pretensjami, że jego pracownik wzywał pomoc a sam został „zawinięty”. Przedsiębiorca twierdzi, że w kantorze obejrzał nagrania z monitoringu, na których było widać, że dwóch zakapturzonych mężczyzn kręciło się po parkingu, zanim zaczął się „napad”. 

Robili wszystko, by tuszować sprawę?

Do „napadu” doszło, gdy pracownicy kantoru próbowali wyjechać. Przedsiębiorca opowiada, że policjanci zabrali mu telefon komórkowy, nie chcieli się wylegitymować, przy karetce rzekomo go odpychali, mieli mu grozić deportacją i kierowali do niego rasistowskie słowa. Aby wyjaśnić całą sytuację pojechał do siedziby rzeszowskiej policji – przy ul. Jagiellońskiej.

Tam chciał złożył zawiadomienie o napadzie. Przedsiębiorca twierdzi, że nie zostało przyjęte, bo żadnego napadu nie było. Wrócił do kantoru. Tam było już kilkunastu policjantów. Przedsiębiorca zażądał, by opuścili kantor, jeżeli nie mają prokuratorskiego postanowienia o przeszukaniu. Policjantom nie podobało się, że wszystko jest nagrywane.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Właściciel kantoru twierdzi, że został skuty kajdankami, powalono go na ziemię i był bity po głowie i brzuchu. Z kantoru policjanci – jak mówi przedsiębiorca – zabrali nagrania z kamer, komputer i telefon. „Policjanci robili wszystko, żeby całą sytuację zatuszować” – uważa właściciel kantoru. On i jego pracownik noc spędzili w policyjnym areszcie. 

Na tym nie koniec, bo okazało się, że całe nieporozumienie skończyło się tym, że jego bratanek (też jest pracownikiem kantoru) wylądował w szpitalu ze złamaną nogą w trzech miejscach. „Obawiam się, że ta sprawa będzie prowadzona ze złamaniem przepisów i nadużywaniem uprawnień przez policjantów” – mówi przedsiębiorca. 

Twierdzi, że policjanci byli „rozczarowani”, że nie mogą deportować Ukraińców, gdy się okazało, że mają też polskie obywatelstwo.

Szukali 14-latka, wzięto ich za przestępców

Informacja o nagraniu właściciela kantora dotarła już do Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie, która postanowiła zareagować i w sobotę wydała oświadczenie. „Nagranie opublikowane w Internecie to bez wątpienia próba wpłynięcia na opinię publiczną i decyzje podejmowane przez organy ścigania i wymiar sprawiedliwości” – oświadczyła KMP. 

Jej rzecznik nadkom. Adam Szeląg mówi nam: – Nagranie jest zmanipulowane.

Jaka jest wersja policji? Z wydanego oświadczenia wynika, że obecność policjantów w cywilu 23 stycznia w okolicach kantoru nie była przypadkowa. Funkcjonariusze wtedy poszukiwali zaginionego 14-letniego chłopaka. Jego matka przekazała policjantom, że syn może być w okolicy dworca z kolegami, którzy poruszali się czarnym samochodem.

„Informację tę sprawdzali nieumundurowani funkcjonariusze. W rejonie dworca nie zastali jednak poszukiwanego nastolatka” – napisał w oświadczeniu nadkom. Adam Szeląg. W tym czasie z wewnętrznego parkingu przy ul. Asnyka wyjechał czarny samochód. Policjanci postanowili go sprawdzić, czy w środku nie ma 14-latka. 

Policjanci trafili do szpitala 

Policja twierdzi, że policjant, który podszedł auta, przedstawił się kierowcy, że jest funkcjonariuszem. „Nieoczekiwanie został zaatakowany” – oświadczyła KMP. – Na nagraniu widać, że policjant został kilka razy uderzony w twarz – mówi nadkom. Szeląg. Policja przekonuje, że kierowca nie stosował się do poleceń funkcjonariuszy. 

„Był agresywny, uderzał policjantów. Z samochodu wysiadł też pasażer, który także atakował interweniujących policjantów. Funkcjonariusze mieli więc prawo przypuszczać, że mężczyźni mogą mieć związek z przestępstwem, choćby uprowadzenia nastolatka, dlatego jeden z policjantów wyciągnął broń służbową, ale broń nie została użyta” – twierdzi KMP. 

Obaj mężczyźni (obywatele polscy narodowości ukraińskiej) zostali zatrzymani przez innych policjantów, którzy przyjechali na miejsce w związku z informacją o rzekomym napadzie na kantor, jaka dotarła do dyżurnego policji. „Zaatakowani policjanci odnieśli obrażenia, trafili do szpitala, gdzie udzielono im pomocy medycznej” – czytamy dalej w oświadczeniu KMP. 

Utrudniał czynności służbowe

Policja twierdzi, że podczas czynności na miejscu do funkcjonariuszy podszedł właściciel kantoru i mówił, że na jego kantor napadnięto, a w trakcie napadu padły strzały. Jeden z policjantów przekonywał go, że do napadu nie doszło i nic nie wskazuje na to, że by została użyta broń. Policja w oświadczeniu stwierdziła, że właściciel kantoru był „nieustępliwy”. 

„Upierał się, że do takiego zdarzenia doszło, w związku z tym, funkcjonariusz pouczył go, że może złożyć zawiadomienie o przestępstwie. Właściciel kantoru w komendzie zachowywał się prowokacyjnie, a gdy policjanci zwrócili się do niego z prośbą o udostępnienie nagrań monitoringu stwierdził, że do jutra zostaną skasowane”.

Wtedy policjanci postanowili zabezpieczyć nagrania, które były „kluczowe dla wyjaśnienia sprawy”. Pracownik kantoru odmówił wydania rejestratora, także właściciel kantoru nie pozwolił policjantom wejść do pomieszczeń. „Nie reagował, mimo pouczeń, że utrudnia czynności służbowe. Ostatecznie mężczyzna został zatrzymany” – potwierdziła KMP.  

Policjanci wyszli z kantoru z laptopem, rejestratorem i dwoma telefonami komórkowymi.

Jest wewnętrzne postępowanie 

Funkcjonariusze zatrzymali 4 mężczyzn. Dwóch – kierowca i pasażer auta –  usłyszeli zarzut naruszenia nietykalności cielesnej policjantów. Właściciel i pracownik kantoru mają zarzuty zmuszania funkcjonariuszy do zaniechania prawnej czynności służbowej, kierowania gróźb karalnych oraz utrudniania czynności w celu uniknięcia odpowiedzialności karnej.

W tej sprawie wszczęto postępowanie przygotowawcze, a materiały przekazano do Prokuratury Rejonowej dla miasta Rzeszów. „Dla wyjaśnienia przebiegu interwencji i oceny prawidłowości podejmowanych czynności służbowych, Komendant Miejski Policji w Rzeszowie zdecydował o wszczęciu czynności wyjaśniających” – poinformowała KMP.

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl

Reklama