Zdjęcie: Piotr Woroniec jr / Rzeszów News

Pracowała ze wszystkim prezydentami Rzeszowa. To ona przyczyniła się do wyprowadzenia finansów miasta na prostą. Teraz odchodzi na zasłużoną emeryturę. Janina Filipek, po przeszło 27 latach, rozstaje się z ratuszem.

– Z naszej firmy, która nazywa się Rzeszów, odchodzi skarbnik Janina Filipek, która podjęła decyzję o przejściu na emeryturę – ogłosił w poniedziałek rano podczas spotkania z pracownikami Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. – Namawiałem ją, żeby została, bo jest doskonałym pracownikiem – dodawał.

Janina Filipek skarbnikiem miasta Rzeszowa jest od przeszło 27 lat. Swoją funkcję będzie sprawować jeszcze przez pół roku. W tym czasie ma pomóc znaleźć swojego zastępcę, a także go przeszkolić.

Janina Filipek ma obecnie 68 lat i mieszka w Sędziszowie Małopolskim. Z wykształcenia jest ekonomistą ze specjalnością finanse. Ponadto, może się pochwalić także legitymacją biegłego rewidenta. Filipek swoją pracę, jako skarbnik w Urzędzie Miasta Rzeszowa, rozpoczęła 15 marca 1991 roku i jest pierwszym oficjalnym skarbnikiem przegłosowanym przez Radę Miasta po zmianach ustrojowych.

Wcześniej 8 lat pracowała w Wytwórni Filtrów w Sędziszowie Młp., gdzie zajmowała się rozliczaniem kosztów. Następnie 10 lat spędziła na stanowisku głównej księgowej w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Sędziszowie Młp. Na stanowisko skarbnika miasta Rzeszowa trafiła dzięki swojej przyjaciółce.

– Był taki moment, że Rzeszów szukał skarbnika, ale bez efektów. Wówczas moja przyjaciółka, która pracowała w Rzeszowie, została poproszona przez ówczesnego przewodniczącego Rady Miasta Jana Rejmana, aby pomogła kogoś znaleźć na to stanowisko – wspomina w rozmowie z Rzeszów News Janina Filipek.

To zbiegło się w czasie ze śmiercią innej przyjaciółki, która mieszkała w Stanach Zjednoczonych. – Marysia, z którą wówczas mieszkałam w tym samym bloku, przyszła do mnie i razem wspominałyśmy naszą przyjaciółkę. Gdy już wychodziła, powiedziała: „Jaśka, ty byś była skarbnikiem”. Do dziś pamiętam ten moment – wspomina Janina Filipek.

Wtedy taka propozycja nie mieściła jej się w głowie. Miała trójkę dzieci, dobrą pracę na miejscu, była w trakcie studiów podyplomowych na biegłego rewidenta. – To mi się wtedy nawet nie marzyło. Ratusz był wówczas dla mnie taki odległy. Nikogo tam nie znałam, nie wiedziałam, jakie będą oczekiwania względem mnie – mówi Janina Filipek.

Kilka dni po tym przyjaciółka umówiła ją na spotkanie z ówczesnym prezydentem Rzeszowa Zdzisławem Banatem (1990-1991). Rozmowa była długa, spokojna i wyważona. Filipek stwierdziła wówczas, że może z nim pracować, a Banat, że widzi ją w roli skarbnika.

Kolejnym krokiem było spotkanie z zarządem miasta. Tam również ją zaakceptowano. Na ostatniej prostej Janina Filipek musiała spotkać się jeszcze z ówczesną Radą Miasta, która liczyła 45 osób. To oni musieli zatwierdzić jej kandydaturę na skarbnika.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

– Gdy stałam za mównicą trzęsły mi się nogi podczas przepytywania przez radnych. Pamiętam pytanie Andrzeja Deca [we wtorek rozpocznie VIII kadencję jako radny Rzeszowa – przyp. red.]. Było konkretne i wyszukane. Zapytał mnie o współpracę z Regionalną Izbą Obrachunkową. Trochę się jąkałam, bo dla mnie było to wówczas mało znane zagadnienie. Ostatecznie Rada Miasta mnie przyjęła – wspomina Janina Filipek.

Początki jej pracy nie były jednak łatwe. W dniu, kiedy została skarbnikiem, prezydent, który ją rekomendował, stracił stanowisko. – I znów byłam w sytuacji, gdzie nie znam nikogo i mnie także nikt praktycznie nie zna, ale zacisnęłam zęby i spróbowałam – mówi Janina Filipek.

Pracy było dużo – trzeba było skompletować załogę, stworzyć jedne księgi rachunkowe, scalić to, co było rozdrobnione. Jednym słowem uporządkować finanse. Czy z perspektywy czasu obecna skarbnik Rzeszowa żałuje, że podjęła się tej pracy?

– Teraz już nie. Był taki czas, kiedy miałam wielkie pretensje do przyjaciółki, że rzuciła mnie na tak głęboką wodę, na taki obszar trudny, nieuporządkowany i wymagający tak wiele sił żeby to ogarnąć. Potem się przełamałam – mówi Janina Filipek.

Miała okazję pracować ze wszystkimi prezydentami, którzy piastowali to stanowisko od momentu utworzenia samorządów. Najdłużej z obecnie rządzącym miastem Tadeuszem Ferenc, bo aż cztery pełne kadencje.

– Wzajemnie się cenimy. W porównaniu z poprzednikami, prezydent ma zupełnie inny charakter, ale ja też muszę czasem postawić sprawę twardo i się próbować dogadać. Jak widać, udawało się to przez te wszystkie lata. Gdybym się nie dogadywała z prezydentem, już by mnie tu nie było – zaznacza skarbik Rzeszowa.

Filipek miała możliwość przejść na wcześniejszą emeryturę po ukończeniu 55. roku życia. Z takiego wariantu jednak nie skorzystała i w ratuszu została jeszcze na kolejne 13 lat.  O przejściu na emeryturę myślała już od roku. Ostateczną decyzję, aby zdać urząd, podjęła po tegorocznych wyborach samorządowych. 

– Mam przepracowane 45 lat, trzech synów, trzy synowe i pięciu wnuków. Mam dla kogo żyć i komu służyć. Wiek też mnie skłonił do tego, aby pomyśleć o spokojniejszym czasie. Ponadto, ster trzeba oddać komuś młodszemu, dynamicznemu, komuś, kto będzie gwarantował ciągłość – uważa skarbnik Rzeszowa.

Janina Filipek swojego następcę chce szukać w pierwszej kolejności wśród swoich współpracowników. Zależy jej, by to była, podobnie jak ona, osoba na lata, bo to zagwarantuje ciągłość finansów w mieście.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama