Rzeszowscy działkowcy boją się dzików. Zwierzęta przebijają się przez ogrodzenia i grasują po ogródkach. – Petardy i pistolety hukowe nie pomagają – martwią się właściciele działek z ulicy Polnej.
Surowa zima sprawiła, że dziki podchodzą bliżej ludzkich siedzib w poszukiwaniu jedzenia. Nie radzą sobie z nimi m.in. rzeszowscy działkowcy. – To zwierzęta nas przeganiają – ubolewa pani Ewa (imię zmienione), właścicielka działki w Rodzinnym Ogrodzie Działkowym „Malina” przy ul. Polnej.
Nasza Czytelniczka twierdzi, że dzików nie powstrzymują ogrodzenia, a zarząd prowadzi już zbiórkę na naprawę zdewastowanych przez nie siatek. – Nie pomaga też straszenie petardami i pistoletami hukowymi, zwierzęta za każdym razem wracają – tłumaczy pani Ewa.
Kobieta martwi się, że w marcu, gdy na świat przyjdą młode, sytuacja jeszcze się pogorszy. – Dziki z roku na rok stają się coraz bardziej napastliwe. Czy musimy czekać na dramat, jakim będzie atak lochy na człowieka? – pyta wystraszona Czytelniczka.
Jest problem
– Staramy się rozeznać sytuację, choć sami niewiele możemy zrobić. Ona jest o tyle dobra, o ile są to tereny niezamieszkałe, a jedynie uczęszczane. Być może należałoby poprawić jakość ogrodzeń. W paru miejscach udało nam się to zrobić, zarówno dzięki funduszom od miasta, jak i z prywatnych składek działkowców – mówi nam Stefan Żyła, prezes Okręgu Podkarpackiego Polskiego Związku Działkowców w Rzeszowie.
Działkowcy na pomoc wzywali niejednokrotnie straż miejską. – Bardzo dużo zwierzyny pojawia się i w tamtym rejonie, i w innych częściach Rzeszowa, ale nie możemy jej wyłapywać. Tego typu zgłoszenia przekazujemy do lekarzy weterynarii – mówi nam Marek Kruk, zastępca komendanta straży miejskiej w Rzeszowie.
Konieczny odstrzał?
Ogródki działkowe „Malina” monitoruje lek. wet. Robert Sączawa. Przyznaje on, że od dłuższego czasu próbuje przegonić dziki z tamtych terenów. – Niestety, upodobały sobie to miejsce, jest im tam dobrze, mają tam kompost, dlatego wracają. Myśliwi codziennie próbują je wystraszyć, m.in. petardami, ale to nieskuteczne. Siatka nie stanowi dla dzika żadnej przeszkody. Obawiam się, że konieczny będzie odstrzał – przekazuje Sączawa.
W ogródkach działkowych przy ul. Polnej zadomowiły się prawdopodobnie locha z trojgiem młodych. – Przymusiła je do tego zima, wcześniej trzymały się raczej z dala od działek. Może gdy się ociepli, odejdą – zastanawia się weterynarz.
Skargi w magistracie
Liczne skargi na podchodzące blisko zabudowań dzikie zwierzęta otrzymuje także Urząd Miasta Rzeszowa. – Sygnały o dzikach pochodzą m.in. z ulic Warszawskiej, Lubelskiej, Skrajnej, Polnej i Bałtyckiej – informuje Artur Gernand z biura prasowego magistratu.
Do 31 marca miasto ma ważną umowę z Polskim Związkiem Łowieckim. Zakłada ona, że myśliwi mogą przeprowadzić w Rzeszowie aż 100 „odstrzałów redukcyjnych”. Dotychczas odstrzelili 70 zwierząt. – O tym, czy jest to konieczne, decydują fachowcy. Gdy są sygnały o zagrożeniu, zawiadamiamy ich – dodaje Gernand.
– Działamy w ogródkach działkowych „Malina” – potwierdza Jan Pawełek, prezes koła łowieckiego „Cietrzew”. – Przede wszystkim jednak odstraszamy. Przeganiamy dziki w bezpieczne dla nich miejsca – zapewnia myśliwy.
(cm)
redukcja@rzeszow-news.pl
Reklama