– Opozycyjnym człowiekiem roku AD 2020 powinna zostać jednogłośnie wybrana (sic! Werble!) Julia Przyłębska – uważa Łukasz Sikora w najnowszej Emisji Weekendowej.
Powiedzieć, że miniony rok był dziwny czy osobliwy, to jak nic nie powiedzieć. Ale nie trzeba być przecież żadnym odkrywcą żeby rozeznać, że zmieniło się niemal wszystko dookoła, a jednocześnie… nie zmieniło się praktycznie nic. To drugie dotyczy tej szczególnej sfery życia, jaką jest krajowa polityka: Jarosław Kaczyński nadal trzyma cugle (choć przez wybryki koalicjantów nieco się poluzowały), Mateusz Morawiecki niestrudzenie ogłasza sukcesy swojego gabinetu, a Andrzej Duda, najwyraźniej zamęczony intensywną kampanią, tradycyjnie siedzi cicho i podpisuje co tam trzeba.
Reszta potakiwaczy robi to, co robiła do tej pory, śledząc stan swoich kont napełnianych co miesiąc państwową kapuchą, i tylko czasem ktoś da się złapać za jakieś wycyganione maseczki czy respiratory. To tyle a propos obozu władzy.
Wydawać by się mogło, że trudny pandemiczny okres i miesiące spędzone w izolacji pomogą opozycji zastanowić się nad jednym zajebiście ważnym pytaniem: co robimy źle, że słupki sondażowe przyspawały się do poziomu 20 procent i za wuja nie chcą pójść wyżej?
Okazuje się jednak, że oprócz księcia Facebooka, jakim stał się wygadany Szymon Hołownia (któremu faktycznie coś tam urosło), cała reszta opozycjonistów przefrymarczyła ten czas bez najmniejszej autorefleksji. Już nawet sondaże nie pozostawiają wątpliwości: ponad 60 procent społeczeństwa uznało ostatnio, że partyjni przeciwnicy PiS są kompletnie nieprzygotowani do sprawowania władzy. Życie polityków opozycyjnych pozostaje więc sekwencją pastelowych kadrów przypominających sielankowe scenki z „Plastusiowego pamiętnika” Kownackiej, od czasu do czasu przerywane tylko jakąś małą awanturką w rodzaju „brutalnego ataku” Włodzimierza Czarzastego na policjanta.
W związku z powyższym opozycyjnym człowiekiem roku AD 2020 powinna zostać jednogłośnie wybrana (sic! Werble!): Julia Przyłębska. To wszakże dzięki absurdalnej decyzji jej Trybunału, pełnego „apolitycznych ekspertów” w osobach Krystyny Pawłowicz czy Stanisława Piotrowicza, lud gremialnie oparł się władzy. Władzy, która w majestacie prawa pokazała, że nosi się z wyraźnym zamiarem pogrzebania kobietom w majtkach, a nawet głębiej, bo w macicach.
Wkurzyły się więc już nie tylko kobiety, a w wielotysięcznych protestach brały udział tłumy, jakich do tej pory nie udało się wyprowadzić na ulice ani Kaczyńskiemu, ani Tuskowi czy innemu Dudzie. I gdyby nie fakt, że po kraju rozlała się druga fala pandemii, co należy rozpatrywać jako koło ratunkowe rzucone PiS-owi przez przyrodę, demonstracje trwałyby nadal. Zresztą wydaje się pewne, że dopóki sytuacja prawna kobiet będzie równoważna z nowymi „regulacjami” narzuconymi przez Przyłębską i jej kompanię, ogień Strajku Kobiet – nieco przyduszony przez wirusa i zimę – będzie tlił się nadal.
Kontynuacji tytułowego pamiętnika w wykonaniu opozycyjnej śmietanki również należy się spodziewać.