Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Postępują wybiórczo, asymetrycznie – mówią Agnieszka Itner i Dariusz Bobak, organizatorzy niedawnego marszu „Ani jednej więcej” w Rzeszowie. Policja twierdzi, że organizatorzy nie znają obowiązujących przepisów. 

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Agnieszka Itner z Manify Rzeszów i Dariusz Bobak z Obywateli RP we wtorek, 20 czerwca, przyszli do siedziby Komendy Miejskiej Policji przy ul. Jagiellońskiej. Złożyli skargę na funkcjonariuszy tej komendy, którzy zabezpieczali rzeszowski marsz „Ani jednej więcej” w proteście przeciwko śmierci ciężarnej 33-letniej Doroty w szpitalu w Nowym Targu.  

Marsz rozpoczął się na Rynku, potem jego uczestnicy przeszli pod siedzibę Okręgowej Izby Lekarskiej przy al. Lubomirskich. I w jednym, i w drugim miejscu pojawili się tzw. obrońcy życia. Trzymali obrzydliwy transparent, który przedstawiał martwy ludzki płód z napisem: „Aborcja – 73 mln ofiar rocznie”. Przed siedzibą OIL odmawiali też różaniec. 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Wyciągnąć konsekwencje

Zarówno na Rynku, jak i przed OIL, organizatorzy marszu domagali się od policjantów, by kontrmanifestantów odsunęli na 100 metrów. Co najmniej taka odległość musi dzielić dwa zgromadzenia publiczne, jeżeli odbywają się w tym samym miejscu i o tej samej godzinie. Tymczasem uczestników obu manifestacji w Rzeszowie dzieliło raptem kilkanaście metrów. 

– Nie tylko my domagaliśmy się reakcji policjantów, ale również tłum. Policjanci nie reagowali – mówi Agnieszka Itner. – Dwa lata temu, gdy to my byliśmy kontrmanifestantami antyimigranckiej manifestacji, organizowanej przez ludzi Konfederacji, policjanci szczelnie nas trzymali 100 metrów dalej – wspomina Dariusz Bobak. 

– Teraz mamy do czynienia z asymetrią w działaniach policjantów – ocenia ich postawę Bobak. – Wobec nas byli bardzo skrupulatni, teraz już nie – dziwi się Itner. 

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - InstagramObserwuj nas na Instagramie!

Skarga na policjantów została złożona do komendanta miejskiego policji. – Chcemy, żeby policja przestrzegała prawa, a wobec policjantów, którzy tego nie robią, były wyciągane konsekwencje lub też karne – mówi Dariusz Bobak. Bo organizatorzy manifestacji w obronie praw kobiet zauważyli, że w ostatnim czasie są nękani przez rzeszowskich funkcjonariuszy.

– Składając skargę, liczymy na to, że w przyszłości policjanci nie będą ignorowali naszych praw – mówi Itner. – Tak działają systemy autorytarne – w Turcji, na Węgrzech, w Rosji, na Białorusi. Wszelkie przejawy buntu są tłumione w zarodku. Systemy autorytarne nie radzą sobie z ludźmi swobodnie wyrażającymi zdanie. My się zastraszyć nie damy – mówi Bobak. 

Tu zasada 100 m nie działa 

Policja nie ma sobie nic do zarzucenia. Asp. sztab. Magdalena Żuk, rzecznik KMP, mówi, że argumenty o niezachowaniu 100 metrów pomiędzy uczestnikami obu manifestacji w tym przypadku nie mają uzasadnienia. Dlaczego? Bo „Ani jednej więcej” było manifestacją zarejestrowaną w urzędzie miasta, a „obrońców życia” było protestem „spontanicznym”.  

– Przepis o zachowaniu odległości co najmniej 100 metrów jest stosowany, gdy dwa zgromadzenia są zarejestrowane w urzędzie. W tym przypadku tak nie było – twierdzi rzecznik Żuk. Mówi też, że jeden z policjantów rozmawiał z jednym z „obrońców życia”. – By nie utrudniali i nie przeszkadzali w zarejestrowanej manifestacji – utrzymuje Żuk. 

Skarga na policjantów prawdopodobnie zostanie więc uznana za bezzasadna. Na wszelki wypadek organizatorzy marszu „Ani jednej więcej” o skardze powiadomili także Biuro Spraw Wewnętrznych, czyli policję w policji, w nadziei, że ktoś z zewnątrz jeszcze sprawdzi, czy policjanci z komendy miejskiej nie dopełnili swoich obowiązków. 

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama