Zdjęcie: Maciej Brzana / Rzeszów News

Tadeusz Ferenc liczy na zwycięstwo w pierwszej turze, Wojciech Buczak nastawia się na dogrywkę. Obaj w piątek podsumowali swoje kampanie wyborcze. Na ostatniej prostej sztabowcy Rozwoju Rzeszowa przypuścili atak na PiS. 

MARCIN KOBIAŁKA, JOANNA GOŚCIŃSKA

Tadeusz Ferenc (Rozwój Rzeszowa) w ogóle nie sprawiał wrażenia, że w niedzielę 21 października mieszkańcy zdecydują, czy przez pięć lat wciąż będzie zasiadał w ratuszu. – Mam trochę roboty, po południu spotkanie z mieszkańcami osiedla Bzianki, jest co robić – mówił nam zwyczajnie Ferenc, tak jakby wynik niedzielnych wyborów był oczywistością.

Tak, Ferenc jest w nich faworytem, ale w jego komitecie Rozwój Rzeszowa wkradł się element niepewności, szczególnie, że PiS ze swoim kandydatem Wojciechem Buczakiem swoją kampanię prowadził perfekcyjnie. W pierwszych tygodniach ton nadawał Buczak, ratusz był zepchnięty do defensywy, musiał codziennie odpowiadać na zaczepki PiS.

Potem w „teren” ruszył sam Tadeusz Ferenc i jego ludzie z Rozwoju Rzeszowa. To Ferenc był na pierwszym na planie. Przejął wyborczą narrację, PiS to musiał zauważyć, wyczekiwał, gdzie zadać wyborczy cios. – Nasz lider, nasza twarz, on nas poprowadzi do zwycięstwa – powtarzali na konferencjach kandydaci proprezydenckiego komitetu. 

Chce nadal budować miasto

Wiara, że Tadeusz Ferenc pociągnie ten „pociąg” nadal jest ogromna. W piątek na Rynku na chwilę jeszcze stanął ze swoimi kandydatami na radnych do Rady Miasta przed kamerami telewizyjnymi i zachęcał mieszkańców, by w niedzielę poszli na wybory. 

–  Chcemy, by miasto w dalszym ciągu się rozwijało, by ludzie tutaj przyjeżdżali i nie musieli wyjeżdżać, by mieli pracę, tu czuli się dobrze, by w Rzeszowie rodziło się dużo dzieci. „Drużyna”, którą mamy, to ludzie doskonale wykształceni, o ogromnej praktyce. Mamy profesorów, biznesmenów, nauczycieli… Mają ogromne doświadczenie w budowaniu miasta na najwyższym poziomie – mówił Tadeusz Ferenc.

Zdjęcie: Facebook.com / Rzeszów – stolica innowacji

Potem Ferenc przechadzał się po Rynku, gdzie był zaczepiany przez mieszkańców. – Takiego gospodarza, jak pan, to ze świecą szukać. Jest pan bardzo dobrym prezydentem – mówił starszy mężczyzna, ściskając dłoń Tadeusza Ferenca, który Rzeszowem rządzi już 16 lat. 

– Chcę wygrać w pierwszej turze i nadal budować to miasto. Nie przypuszczałem, że uda się tyle zrobić. Są nowe wyzwania. Inwestowanie w przyłączone już tereny do miasta. Budowa nowych żłobków, przedszkoli, szkół… To najważniejsze. Musimy stwarzać ludziom warunki, by chcieli u nas mieszkać. Chcę, by Rzeszów był liczącym się ośrodkiem w Polsce i w Europie – mówił nam prezydent Ferenc. 

Nie jedźcie w Bieszczady

Takiego spokoju, jakim emanował Ferenc, nie było widać na twarzach głównych sztabowców Rozwoju Rzeszowa. Oni wiedzą, że PiS depcze im po piętach i wynik niedzielnej rywalizacji nie jest oczywisty, nawet wyborów na prezydenta. 

– Apelujemy do wszystkich, którzy mówią: „Tadeusz Ferenc i tak wygra, więc jedziemy w piękne Bieszczady, bo jest ładna pogoda”. Pozostańcie w Rzeszowie i oddajcie głos na Tadeusza Ferenca oraz kandydatów jego komitetu. Każdy głos się liczy, każdy głos jest ważny – podkreślał Tomasz Kamiński, lider listy w okręgu nr 1. 

O „masowy udział w wyborach” apelował też Konrad Fijołek, lider Rozwoju Rzeszowa w okręgu nr 3. – To święto lokalnej demokracji. Mamy 33 fantastycznych społeczników z naszego miasta – podkreślał.

33 to liczba kandydatów, których Rozwój Rzeszowa wysyła do wyborczej walki. Cel? Znów zdobyć większość w 25-osobowej Radzie Miasta, ewentualnie znów skleić koalicję z Platformą Obywatelską startującą w tych wyborach pod szyldem Koalicji Obywatelskiej.

– Jesteśmy gwarancją rozwoju miasta. Za nas przemawiają fakty, nie formułujemy wygórowanych obietnic – mówił Konrad Fijołek. Stwierdził, że to ich komitet był przedmiotem ataków w kampanii wyborczej.

Zdjęcie: Facebook.com / Rzeszów – stolica innowacji

Cytaty z ks. Popiełuszki 

Po południu, na kilka godzin przed ciszą wyborczą, Rozwój Rzeszowa postanowił się „zrewanżować” i wypuścił do internetu zdjęcia radnych PiS, którzy w minionej kadencji głosowali przeciwko budżetowi miasta.

Wyborczy cios zabolał PiS, który szybko jednak zareagował, ale takiej akcji na finiszu kampanii wyborczej się nie spodziewał. Popołudnie ich kandydat na prezydenta Wojciech Buczak spędził na Rynku, gdzie rozdawał mieszkańcom jabłka.

Buczak kampanię prowadził pod hasłem „dialogu i współpracy z mieszkańcami”. W piątek dorzucił trochę patosu. – „Wszelkie zło najlepiej dobrem przezwyciężać” – Buczak cytował śp. ks. Jerzego Popiełuszkę. – Ks. Jerzy wpłynie na to, abyśmy jak najwięcej dobra uczynili w Rzeszowie – mówił. 

„Ulepiony” na nowo

Buczak stwierdził, że kampania była „dynamiczna i ekspansywna, ale wyważona, spokojna, merytoryczna”. – Mogliśmy mieszkańcom pokazać, że mają możliwość wyboru, że nie głosimy tylko pustych haseł, że to nie jest walka czysto personalna, tylko autentyczny przekaz programowy, pozytywny, co zrobić, by mieszkańcom Rzeszowa żyło się lepiej – podkreślał Wojciech Buczak.

Buczak, choć przez większość swojego życia zawodowego był związany z „Solidarnością” (stał na jej czele w regionie rzeszowskim), był radnym sejmiku, chwilę wicemarszałkiem, od trzech lat jest Sejmie, to w kampanii został „ulepiony” na nowo. Zgolił wąs, unikał krawatu, podciągał rękawy koszuli. To był Buczak, jakiego wcześniej nie znaliśmy. 

– Niezależnie od wyniku, już jestem wybranym. Idąc teraz ulicą, zaczepia mnie człowiek i mówi: „Bardzo pana wspieram. Bardzo chciałabym, aby nastąpiła zmiana w Rzeszowie. Moja mama, moja babcia także pana popierają” – wspominał miłe momenty ciężkiej kampanii Wojciech Buczak.

I właśnie to jest chyba jego największym sukcesem, że w ogóle zaistniał w świadomości mieszkańców, nawet jeśli polegnie w niedzielnym starciu, choć PiS szykuje się na drugą turę (4 listopada) i zarezerwował pieniądze na drugą część kampanii.

Fot. Maciej Brzana / Rzeszów News. Na zdjęciu Wojciech Buczak

Musiał pokazać pazur

Wojciech Buczak tylko raz personalnie zaatakował Tadeusza Ferenca – 7 października w podrzeszowskiej Jasionce na konwencji wojewódzkiej PiS z udziałem Jarosława Kaczyńskiego. Buczak wypomniał Ferencowi przeszłość w PZPR i to, że rządzi miastem „metodami z tamtej epoki, często bez szacunku dla ludzi, bez dialogu i rozmowy”.

– Wojtek nie chciał tego robić, ale na sali był prezes Kaczyński, który lubi ostry język. Wojtek musiał pokazać pazur – twierdzą działacze PiS. 

Szczególnie, że Buczak, nawet jeżeli wytykał Tadeuszowi Ferencowi niezrealizowane obietnice (ratusz chce go za to pozwać do sądu), to nie szedł z nim na otwartą wojnę i nie krytykował tego, jak miasto zmieniło się przez 16 lat. PiS ukrył w kampanii sprawę pomnika Czynu Rewolucyjnego, który ma być wyburzony.

„Ferensizm” przetrwa?

PiS marzy, by Wojciech Buczak dostał się drugiej tury. On sam uważa, że dostanie ok. 40 proc. głosów, podobnie Tadeusz Ferenc, resztą podzieli się trójka pozostałych kandydatów i trzeba będzie się szykować do dogrywki. W Radzie Miasta Rzeszowa PiS liczy na 14 mandatów i samodzielne rządy, czego przez ostatnie 12 lat może osiągnąć. 

– Można tutaj zwyciężyć – mówił 7 października w Jasionce Jarosław Kaczyński. Ale i on wie, że jeżeli PiS niepodzielnie rządzi na Podkarpaciu, to w samym Rzeszowie „dobra zmiana” nie może się zakorzenić, dopóki miastem rządzi Tadeusz Ferenc. – „Ferensizm” nie wystarczy – żartował Kaczyński, co zabrzmiało raczej jako komplement. 

W niedzielę dowiemy się, czy „ferensizm” przetrwa, czy czeka nas era „dialogu i współpracy”.

Zdjęcie: Maciej Brzana / Rzeszów News

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama